piątek, 7 października 2016
Przerwa :(
Przepraszam, że tak długo mnie nie ma, ale nie mam zbytnio weny ani czasu na pisanie :( Nie wiem kiedy wrócę. Mam nadzieję, że nie będzie to trwało zbyt długo. Do zobaczenia, nie wiem kiedy ;c
piątek, 2 września 2016
Ogłoszenie parafialne #1
Hej, przepraszam, że nie ma rozdziału, ale pracuję i nie mam zbyt dużo czasu. Aktualnie jestem w trakcie pisania one-shota. Pojawi się jutro, może za dwa dni. Rozdział też wejdzie na dniach. Dziękuję za ponad 1300 wyświetleń, no i to chyba tyle :D Do zobaczenia!
KastielxNad - One Shot cz.1/2
Wiem, że krótko, ale nie mam czasu napisać dzisiaj więcej, a i tak od dawna nic nie wstawiłam. Za parę dni pojawi się druga część. Pozdrawiam c;
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się wcześnie rano. Za wcześnie... Była dopiero 5:30, a lekcje zaczynam o 9:00. Świetnie. Podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się w swoje odbicie. Świetnie, dzisiaj walentynki, a ja wyglądam jak gówno. W sumie jebać, i tak nie mam się komu podobać. Wykonałam lekki makijaż, starając się ukryć sine wory pod oczami. Założyłam czarną, obcisłą koszulkę z logiem Three Days Grace, a na nią koszulę w czerwoną kratę, do tego białe jeansy. Ruszyłam zrobić sobie coś do jedzenia.
- Eric? Nie spisz już? Przecież nie ma nawet 6:00 - zdziwiłam się widząc go w kuchni.
- Poznałem niezłą dupę i o 9:00 idę się z nią spotkać to pomyślałem, że przydałoby się trochę odpicować - zaśmiał się. Widać ma lepsze powodzenie ode mnie. Chłopak zrobił mi kawę i usiedliśmy na kanapie.
- A ty? Masz coś zaplanowane? Dzisiaj w końcu walentynki. - uśmiechnął się zawadiacko.
- Pff... kto by mnie chciał. Znając życie wyląduję na kanapie z lodami.
- Zobaczymy - powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
- Co masz na myśli?
- Może ktoś się znajdzie. Tylko wiesz, jak coś to się zabezpieczajcie, bo później może być problem
- Ciekawe niby z kim, ostatnio prawie w ogóle z nikim nie rozmawiam - spojrzałam na niego, a on pokręcił głowa z dezaprobatą. No nic. Wzięłam się za robienie śniadania. Wyjęłam z szafki potrzebne składniki i zaczęłam smażyć naleśniki.
- Smacznego - powiedziałam kładąc danie na stole. Nie minęła chwila, a talerz był pusty. Eric pozmywał naczynia, a ja poszłam do swojego pokoju. Do rozpoczęcia lekcji zostały mi jeszcze ponad dwie godziny. Wzięłam więc słuchawki i usiadłam na łóżku. Piosenki Nickelback leciały jedna po drugiej, nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
Otworzyłam oczy i momentalnie oprzytomniałam.
- O kurwa - spojrzałam na zegarek. No nieźle, już po 10. Szybko się ogarnęłam i ruszyłam w stronę szkoły. Biegłam praktycznie całą drogę. Zdyszana wleciałam do budynku.
- Świetnie, Eric mnie zabije - pomyślałam. Udałam się w stronę sali matematycznej, w której odbywała się lekcja.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam nawet nie patrząc w stronę nauczyciela. Rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu wolnego miejsca. Koło Rozy siedzi Lys, Armin też nie jest sam, Alexy wydurnia się z Kentinem. W ostatniej ławce siedział Kas, właściwie to leżał. Podeszłam do ławki, a chłopak nawet nie zwrócił na mnie uwagi. No w sumie to ciężko, żeby mnie zauważył skoro spał xd Usiadłam na wolnym krześle, założyłam słuchawki i zaczęłam coś bazgrać w zeszycie.
Niedługo później zadzwonił dzwonek oznaczający przerwę.
- Kastiel wstawaj - szturchnęłam chłopaka.
- Spierdalaj Faraz - wymamrotał, oparł głowę o dłoń.
- Kto jak kto, ale ja go chyba nie przypominam - zaśmiałam się.
- Gówno mnie obchodzi kim... O kurwa! Przepraszam Nad.
- Haha, no spoko. Wstawaj, lekcja się skończyła 10 minut temu.
Wyszliśmy razem z budynku i udaliśmy się na dach. Usiadłam na krawędzi, a chłopak koło mnie.
- Chcesz? - wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Przytaknęłam i wzięłam jednego.
- Nadia... - przerwałam mu.
- Proszę, mów Nad, dobrze wiesz, że nienawidzę pełnego imienia.
- No dobra... Nad, mam pytanie - spojrzał na mnie.
- Wal śmiało.
- Dzisiaj w szkole ma odbyć się bal, w końcu są walentynki, no i chciałem cię zaprosić - mi się zdaje czy on się zarumienił? Awww. - Zgadzasz się? - zaraz, zaraz to on tak na serio?
- Ty tak na serio? Kastiel i bal, w szkole, ja pierdole co się dzieje - zaśmiałam się. - Jakbym mogła odmówić - powiedziałam.
- No to przyjdę po ciebie o 19:00, ubierz się ładnie - uśmiechnął się.
- Sugerujesz, że normalnie źle wyglądam? - udałam obrażoną.
- Oj przepraszam, wiesz przecież, że nie to miałem na myśli - czekajcie...
- Czy ty właśnie powiedziałeś - przepraszam? Kurwa, serio dzisiaj coś z tobą nie tak - dotknęłam jego czoła, ale nie miał gorączki. Chwilę później zadzwonił dzwonek, wstałam i udałam się w stronę drzwi. Poczułam uścisk na nadgarstku i odwróciłam się w stronę chłopaka. Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. Moje policzki przybrały barwę pomidorka.
- Ładnie ci pachną włosy - serio? xd
- Pff, debil - odepchnęłam go i otworzyłam drzwi.
- Serio chce ci się iść na lekcje? Zostało jakieś 20 minut.
- W przeciwieństwie do ciebie mam zamiar zdać w tym roku - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę klasy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się wcześnie rano. Za wcześnie... Była dopiero 5:30, a lekcje zaczynam o 9:00. Świetnie. Podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się w swoje odbicie. Świetnie, dzisiaj walentynki, a ja wyglądam jak gówno. W sumie jebać, i tak nie mam się komu podobać. Wykonałam lekki makijaż, starając się ukryć sine wory pod oczami. Założyłam czarną, obcisłą koszulkę z logiem Three Days Grace, a na nią koszulę w czerwoną kratę, do tego białe jeansy. Ruszyłam zrobić sobie coś do jedzenia.
- Eric? Nie spisz już? Przecież nie ma nawet 6:00 - zdziwiłam się widząc go w kuchni.
- Poznałem niezłą dupę i o 9:00 idę się z nią spotkać to pomyślałem, że przydałoby się trochę odpicować - zaśmiał się. Widać ma lepsze powodzenie ode mnie. Chłopak zrobił mi kawę i usiedliśmy na kanapie.
- A ty? Masz coś zaplanowane? Dzisiaj w końcu walentynki. - uśmiechnął się zawadiacko.
- Pff... kto by mnie chciał. Znając życie wyląduję na kanapie z lodami.
- Zobaczymy - powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
- Co masz na myśli?
- Może ktoś się znajdzie. Tylko wiesz, jak coś to się zabezpieczajcie, bo później może być problem
- Ciekawe niby z kim, ostatnio prawie w ogóle z nikim nie rozmawiam - spojrzałam na niego, a on pokręcił głowa z dezaprobatą. No nic. Wzięłam się za robienie śniadania. Wyjęłam z szafki potrzebne składniki i zaczęłam smażyć naleśniki.
- Smacznego - powiedziałam kładąc danie na stole. Nie minęła chwila, a talerz był pusty. Eric pozmywał naczynia, a ja poszłam do swojego pokoju. Do rozpoczęcia lekcji zostały mi jeszcze ponad dwie godziny. Wzięłam więc słuchawki i usiadłam na łóżku. Piosenki Nickelback leciały jedna po drugiej, nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
Otworzyłam oczy i momentalnie oprzytomniałam.
- O kurwa - spojrzałam na zegarek. No nieźle, już po 10. Szybko się ogarnęłam i ruszyłam w stronę szkoły. Biegłam praktycznie całą drogę. Zdyszana wleciałam do budynku.
- Świetnie, Eric mnie zabije - pomyślałam. Udałam się w stronę sali matematycznej, w której odbywała się lekcja.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam nawet nie patrząc w stronę nauczyciela. Rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu wolnego miejsca. Koło Rozy siedzi Lys, Armin też nie jest sam, Alexy wydurnia się z Kentinem. W ostatniej ławce siedział Kas, właściwie to leżał. Podeszłam do ławki, a chłopak nawet nie zwrócił na mnie uwagi. No w sumie to ciężko, żeby mnie zauważył skoro spał xd Usiadłam na wolnym krześle, założyłam słuchawki i zaczęłam coś bazgrać w zeszycie.
Niedługo później zadzwonił dzwonek oznaczający przerwę.
- Kastiel wstawaj - szturchnęłam chłopaka.
- Spierdalaj Faraz - wymamrotał, oparł głowę o dłoń.
- Kto jak kto, ale ja go chyba nie przypominam - zaśmiałam się.
- Gówno mnie obchodzi kim... O kurwa! Przepraszam Nad.
- Haha, no spoko. Wstawaj, lekcja się skończyła 10 minut temu.
Wyszliśmy razem z budynku i udaliśmy się na dach. Usiadłam na krawędzi, a chłopak koło mnie.
- Chcesz? - wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Przytaknęłam i wzięłam jednego.
- Nadia... - przerwałam mu.
- Proszę, mów Nad, dobrze wiesz, że nienawidzę pełnego imienia.
- No dobra... Nad, mam pytanie - spojrzał na mnie.
- Wal śmiało.
- Dzisiaj w szkole ma odbyć się bal, w końcu są walentynki, no i chciałem cię zaprosić - mi się zdaje czy on się zarumienił? Awww. - Zgadzasz się? - zaraz, zaraz to on tak na serio?
- Ty tak na serio? Kastiel i bal, w szkole, ja pierdole co się dzieje - zaśmiałam się. - Jakbym mogła odmówić - powiedziałam.
- No to przyjdę po ciebie o 19:00, ubierz się ładnie - uśmiechnął się.
- Sugerujesz, że normalnie źle wyglądam? - udałam obrażoną.
- Oj przepraszam, wiesz przecież, że nie to miałem na myśli - czekajcie...
- Czy ty właśnie powiedziałeś - przepraszam? Kurwa, serio dzisiaj coś z tobą nie tak - dotknęłam jego czoła, ale nie miał gorączki. Chwilę później zadzwonił dzwonek, wstałam i udałam się w stronę drzwi. Poczułam uścisk na nadgarstku i odwróciłam się w stronę chłopaka. Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. Moje policzki przybrały barwę pomidorka.
- Ładnie ci pachną włosy - serio? xd
- Pff, debil - odepchnęłam go i otworzyłam drzwi.
- Serio chce ci się iść na lekcje? Zostało jakieś 20 minut.
- W przeciwieństwie do ciebie mam zamiar zdać w tym roku - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę klasy.
czwartek, 25 sierpnia 2016
Rozdział VII
Dzień zapowiada się znakomicie. Leżymy z Kastielem na polanie za miastem. Jest wyjątkowo ciepło, a na niebie nie widać żadnej chmury. Kompletną ciszę przerywa tylko śpiew ptaków. Cały czas czuję na sobie wzrok przyjaciela. Uśmiecha się, jednak w jego oczach widzę, że nie wszystko jest w porządku.
- Wszystko dobrze? - pytam.
- Ech... jest jedna sprawa, ale będziesz się ze mnie śmiała.
- Nie będę, obiecuję.
- Bo... ja się zakochałem - spojrzałam na niego zszokowana.
- T-Tak? W kim? - zawsze chciałam jego szczęścia, jednak poczułam ukłucie w sercu.
- W tobie Nad - oboje byliśmy czerwoni jak buraczki.
- Udowodnij - powiedziałam, a on złapał mnie za uda, podniósł i posadził na motorze. Jest na prawdę silny, w końcu wcale nie ważę dużo mniej od niego. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a chłopak ujął w dłoń mój podbródek i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Moim pierwszym pocałunku.
- Kocham cię Kas...
- Nad obudź się w końcu - ktoś krzyczał mi prosto do ucha. - Halo, no wstawaj - otworzyłam oczy i ujrzałam Rozalię. Świetnie, wspomnienia nękają mnie nawet w czasie snu.
- No dobra już - podniosłam się do siadu.
- Opowiesz mi co ci się śniło? - zapytała białowłosa.
- Skąd wiesz, że coś mi się śniło?
- Darłaś się przez sen, że kochasz Kastiela - spojrzała na mnie z iskierkami w oczach.
- Ech.. zwykłe wspomnienie z dzieciństwa. - Opowiedziałam jej o wszystkim, a ona tylko sypała teksatmi typu ,,Omg ale to słodkie".
- Nie mówiłaś, że kiedyś byliście razem.
- Bo nie było o czym mówić, dzień później wyjechał bez słowa i znalazłam go dopiero teraz. Na początku nawet nie przyszło mi na myśl, że to on. - Skończyłyśmy rozmawiać i zeszłyśmy na dół. Leo przygotowywał śniadanie.
- Nad, zawołasz Lysandra? Ma sypialnię na przeciwko Rozy - poprosił mnie.
Ruszyłam w górę po schodach i poszłam w stronę sypialni chłopaka. Zapukałam, lecz nikt nie odpowiedział. Krzyknęłam, że wchodzę, po czym otworzyłam drzwi. Chłopak stał przy oknie pogrążony w myślach.
Podeszłam do niego i położyłam rękę na jego ramieniu. Po chwili odwrócił się i uśmiechnął.
- Witaj Nad - ucałował moją dłoń.
- Witaj. Leo prosił, żebym cię zawołała na śniadanie - uśmiechnęłam się.
- Dobrze, przebiorę się i przyjdę - powiedział, a ja wyszłam z pokoju.
Zjedliśmy przygotowany posiłek. Oświadczyłam, że pozmywam, jednak Lysander upierał się, że sam sobie poradzi. W końcu poszliśmy na kompromis i zmywaliśmy razem, przy okazji rozmawiając. Kiedy skończyliśmy było już po jedenastej i postanowiliśmy pojechać odwiedzić Kastiela.
Jedna z pielęgniarek powiedziała nam, na której sali leży nasz przyjaciel. Z uwagi na rozmiar szpitala, oraz orientację w terenie Lysandra, szukanie pomieszczenia zajęło nam dobre pół godziny. Otworzyłam białe drzwi z numerem 83. Chłopak słysząc dźwięk otwieranych drzwi odwrócił się i uśmiechnął.
- Już myślałem, że o mnie zapomnieliście - uśmiechnął się łobuzersko.
- No niestety, będziesz musiał jeszcze trochę z nami wytrzymać - przytuliłam go.
- Jak się czujesz? - wtrącił białowłosy.
- Bywało lepiej. - Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy praktycznie cały dzień. Była już 19:00, kiedy Lysander zaczął się zbierać. Pożegnał się z nami i wyszedł.
- Ty też już lepiej idź. Jak cię pielęgniarka zobaczy to skończysz na sali obok - zaśmiał się.
- Nigdzie się nie ruszam. Jak będzie szła to się schowam do szafki na ubrania. - Jak powiedziałam tak zrobiłam.
Siedziałam w mojej kryjówce jakieś dziesięć minut, podczas kiedy starsza kobieta zmieniała chłopakowi opatrunki. Kiedy dał mi znak, że mogę już wyjść, kopnęłam drzwiczki, które z hukiem uderzyły o ścianę.
- W końcu, ile można zmieniać człowiekowi bandaże - zirytowałam się. Wygłupialiśmy się do późna, opowiadaliśmy historie z dzieciństwa, aż w końcu, zmęczeni wtuliliśmy się w siebie nawzajem i zasnęliśmy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Coś dużo dialogów w tym rozdziale xd No ale samo tak wyszło. Przy okazji dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! Do następnego c;
środa, 24 sierpnia 2016
Rozdział VI
Zamknęłam oczy nie mogąc patrzeć jak lekarz reanimuje mojego przyjaciela. Po 15 minutach ciągłej walki o jego życie zaczynałam tracić nadzieję. Z każdą chwilą płakałam coraz bardziej.
- Oddycha! - usłyszałam głos mężczyzny, a mój płacz przerodził się w łzy radości. Nie wiem co bym zrobiła gdyby... Dobra nie ważne, przestań tak myśleć. Napisałam SMS'a do Lysandra, w końcu on o niczym nie wie.
Karetka zatrzymała się przed szpitalem, a tylne drzwi otworzyły się z hukiem. Ratownicy zawieźli chłopaka do budynku, a ja pobiegłam za nimi.
- Richard? Co z nim? - Podbiegł do nas lekarz.
- Potrącony przez samochód. Reanimowałem go w karetce, stracił dużo krwi.
- Na salę z nim, może mieć wylew - zarządził, po czym zwrócił się do mnie.
- Ile chłopak ma lat?
- Siedemnaście.
- Potrzebuję zgody rodzica na operację, jest nieletni. Możesz się z kimś skontaktować?
- On nie ma nikogo bliskiego - odpowiedziałam, a lekarz spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Ech.. może nie jesteś z rodziny, ale skoro tu przyjechałaś musisz być mu bliska? Jeśli nie ma nikogo innego, to ciebie zapytam o zgodę.
- Niech pan po prostu nie pozwoli mu umrzeć - powiedziałam, na co mężczyzna przytaknął i pobiegł w stronę, w którą zabrano chłopaka. Usiadłam w poczekalni.
Po paru minutach zjawił się Lys. Zaczęłam mu opowiadać o całej sytuacji.
[...]
- No ale jak to się w ogóle stało, że on wybiegł na ulicę? - zapytał białowłosy.
- Znaliśmy się z Kastielem jeszcze w dzieciństwie, nie poznałam go, a on mnie. Za sprawą mojego brata Erica wszystko sobie wyjaśniliśmy. Kiedyś byliśmy bardzo blisko, ale Kas nagle wyjechał bez słowa. Bardzo za nim tęskniłam. Żałował, że mnie zranił, płakał i przepraszał. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a on wybiegł z mieszkania i... - Nie zdołałam dokończyć. Po moich policzkach znów lały się strumienie łez. Lysander widząc w jakim jestem stanie, podszedł i mocno mnie przytulił. Po chwili ciszy postanowiliśmy pójść po coś do picia.
Usiedliśmy przy małym barze i zamówiliśmy sobie kawy. Chwilę ciszy przerwał mój dzwoniący telefon. ,Rozalia, - imię przyjaciółki pojawiło się na wyświetlaczu, odebrałam.
- Hej Nad jest sprawa.
- Hej Rozuś, o co chodzi?
- Lysiek wybiegł z domu i nie wiemy gdzie jest, a nie odbiera.
- Właśnie siedzi koło mnie i pije kawę.
- Jak to?! Gdzie?
- W szpitalu, Kastiel miał... wypadek.
- Co? Jaki wypadek? - sypała pytaniami.
- Ech... nie wytłumaczę ci przez telefon.
- Rozumiem, będę za jakieś pół godziny, papa.
- Pa. - Rozłączyłam się i spojrzałam na Lysandra.
- Roza do nas jedzie. Mogłeś im przynajmniej powiedzieć gdzie idziesz, martwili się.
- Przepraszam, od razu jak napisałaś to wybiegłem z domu - odpowiedział kończąc swoją kawę.
Wróciliśmy do poczekalni z nadzieją, że dostaniemy jakieś informacje na temat stanu przyjaciela, ale nikt nie chciał nam nic powiedzieć. Usiedliśmy na krzesełkach i czekaliśmy na pojawienie się Rozalii. Jakieś 20 minut później zjawiła się wraz z Leo. Wytłumaczyłam im wszystko od samego początku. Lysander cały czas siedział cicho i tępo patrzył w podłogę. Roza chodziła nerwowo w kółko co chwila zadając mi pytania, a Leight opierał się o ścianę. Chwilę później zza drzwi wyszedł lekarz, a my wręcz się na niego rzuciliśmy.
- Co z nim? - zapytałam.
- Chodźmy do mojego gabinetu, tam porozmawiamy na spokojnie - powiedział. po czym udaliśmy się za nim. Po chwili mężczyzna otworzył granatowe drzwi, a naszym oczom ukazał się mały. schludny pokoik z biurkiem na środku i paroma fotelami.
- Siadajcie. - wskazał na fotele, a sam usiadł na swoim miejscu. - Sytuacja chłopaka była na prawdę ciężka, gdyby nie szybkie wezwanie karetki, prawdopodobnie by tego nie przeżył. Zatamowaliśmy wylew, jednak stracił bardzo dużo krwi. Na dodatek połamał kilka żeber. Ale jest jeszcze jedna sprawa - spojrzał na mnie. - Ty byłaś na miejscu wypadku i wiesz, że kierowca zbiegł z miejsca wrażenia. Nie został jeszcze złapany. Widziałaś co to był za samochód?
- Czerwony citroen, nie zapamiętałam numeru rejestracyjnego, ale był z Paryża - powiedziałam.
- Kiedy będziemy mogli odwiedzić przyjaciela? - wtrącił białowłosy.
- Jutro po porannym obchodzie, między godziną dziesiątą, a osiemnastą. - odpowiedział lekarz. Podziękowaliśmy za informacje i wyszliśmy na korytarz. Zegar wskazywał 2:17 w nocy.
Wszyscy ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- No to cześć. - Już miałam ruszyć w swoją stronę, kiedy białowłosa złapała mnie za nadgarstek.
- A ty gdzie się wybierasz? Jest po drugiej, twój brat już pewnie śpi, a założę się, że nie masz przy sobie kluczy. Chodź, przenocujesz u nas.
- Nie chcę wam robić kłopotu.
- Nie ma problemu, założę się, że chłopaki nie mają nic przeciwko - spojrzała na nich a oni tylko przytaknęli.
- Dziękuję - przytuliłam dziewczynę.
- Witam w naszych skromnych progach. - Razem z Rozalią weszłam do mieszkania. Tak jak się spodziewałam, urządzone w stylu wiktoriańskim. Wszędzie czysto i przytulnie. Białowłosa pokazała mi cały parter, po czym zaprowadziła do swojej sypialni. Muszę przyznać byłam pod wrażeniem. Wszystko idealnie do siebie pasowało. Czerwone ściany i jasne panele. Dużo okien i śliczne dwuosobowe łóżko z ciemnego drewna na środku pokoju. Przy jednej ze ścian znajdowało się jeszcze biurko, a na przeciwległej ogromna szafa. Biorąc pod uwagę liczbę ubrań Rozalii, jej rozmiar nie powinien mnie wcale dziwić. Koło szafy znajdowało się przejście do małej łazienki, a na przeciwko wejścia do pokoju, szklane drzwi prowadzące na balkon.
- Idziesz zapalić? - zapytała białowłosa.
- Pewnie. - Wyszłyśmy na balkon. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i poczęstowała mnie jednym. Oparłam się o barierkę i podziwiałam okolicę zaciągając się dymem. Po moich policzkach, już nie wiem który raz, zaczęły lecieć łzy.
- Nad, wszystko dobrze? - zapytała.
- Martwię się.
- Nie ma o co. Zobaczysz wszystko się ułoży. A teraz śmigaj do łazienki, zmyj te czarne smugi z policzków i nie płacz już więcej - uśmiechnęła się. Zrobiłam jak prosiła, wzięłam prysznic, następnie przebrałam się w koszulkę Rozy, którą dała mi jako piżamę i położyłam się koło niej na łóżku. Nie minęło dużo czasu, zanim moje powieki stały się ciężkie i oddałam się w ręce Morfeusza.
- Oddycha! - usłyszałam głos mężczyzny, a mój płacz przerodził się w łzy radości. Nie wiem co bym zrobiła gdyby... Dobra nie ważne, przestań tak myśleć. Napisałam SMS'a do Lysandra, w końcu on o niczym nie wie.
Karetka zatrzymała się przed szpitalem, a tylne drzwi otworzyły się z hukiem. Ratownicy zawieźli chłopaka do budynku, a ja pobiegłam za nimi.
- Richard? Co z nim? - Podbiegł do nas lekarz.
- Potrącony przez samochód. Reanimowałem go w karetce, stracił dużo krwi.
- Na salę z nim, może mieć wylew - zarządził, po czym zwrócił się do mnie.
- Ile chłopak ma lat?
- Siedemnaście.
- Potrzebuję zgody rodzica na operację, jest nieletni. Możesz się z kimś skontaktować?
- On nie ma nikogo bliskiego - odpowiedziałam, a lekarz spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Ech.. może nie jesteś z rodziny, ale skoro tu przyjechałaś musisz być mu bliska? Jeśli nie ma nikogo innego, to ciebie zapytam o zgodę.
- Niech pan po prostu nie pozwoli mu umrzeć - powiedziałam, na co mężczyzna przytaknął i pobiegł w stronę, w którą zabrano chłopaka. Usiadłam w poczekalni.
Po paru minutach zjawił się Lys. Zaczęłam mu opowiadać o całej sytuacji.
[...]
- No ale jak to się w ogóle stało, że on wybiegł na ulicę? - zapytał białowłosy.
- Znaliśmy się z Kastielem jeszcze w dzieciństwie, nie poznałam go, a on mnie. Za sprawą mojego brata Erica wszystko sobie wyjaśniliśmy. Kiedyś byliśmy bardzo blisko, ale Kas nagle wyjechał bez słowa. Bardzo za nim tęskniłam. Żałował, że mnie zranił, płakał i przepraszał. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a on wybiegł z mieszkania i... - Nie zdołałam dokończyć. Po moich policzkach znów lały się strumienie łez. Lysander widząc w jakim jestem stanie, podszedł i mocno mnie przytulił. Po chwili ciszy postanowiliśmy pójść po coś do picia.
Usiedliśmy przy małym barze i zamówiliśmy sobie kawy. Chwilę ciszy przerwał mój dzwoniący telefon. ,Rozalia, - imię przyjaciółki pojawiło się na wyświetlaczu, odebrałam.
- Hej Nad jest sprawa.
- Hej Rozuś, o co chodzi?
- Lysiek wybiegł z domu i nie wiemy gdzie jest, a nie odbiera.
- Właśnie siedzi koło mnie i pije kawę.
- Jak to?! Gdzie?
- W szpitalu, Kastiel miał... wypadek.
- Co? Jaki wypadek? - sypała pytaniami.
- Ech... nie wytłumaczę ci przez telefon.
- Rozumiem, będę za jakieś pół godziny, papa.
- Pa. - Rozłączyłam się i spojrzałam na Lysandra.
- Roza do nas jedzie. Mogłeś im przynajmniej powiedzieć gdzie idziesz, martwili się.
- Przepraszam, od razu jak napisałaś to wybiegłem z domu - odpowiedział kończąc swoją kawę.
Wróciliśmy do poczekalni z nadzieją, że dostaniemy jakieś informacje na temat stanu przyjaciela, ale nikt nie chciał nam nic powiedzieć. Usiedliśmy na krzesełkach i czekaliśmy na pojawienie się Rozalii. Jakieś 20 minut później zjawiła się wraz z Leo. Wytłumaczyłam im wszystko od samego początku. Lysander cały czas siedział cicho i tępo patrzył w podłogę. Roza chodziła nerwowo w kółko co chwila zadając mi pytania, a Leight opierał się o ścianę. Chwilę później zza drzwi wyszedł lekarz, a my wręcz się na niego rzuciliśmy.
- Co z nim? - zapytałam.
- Chodźmy do mojego gabinetu, tam porozmawiamy na spokojnie - powiedział. po czym udaliśmy się za nim. Po chwili mężczyzna otworzył granatowe drzwi, a naszym oczom ukazał się mały. schludny pokoik z biurkiem na środku i paroma fotelami.
- Siadajcie. - wskazał na fotele, a sam usiadł na swoim miejscu. - Sytuacja chłopaka była na prawdę ciężka, gdyby nie szybkie wezwanie karetki, prawdopodobnie by tego nie przeżył. Zatamowaliśmy wylew, jednak stracił bardzo dużo krwi. Na dodatek połamał kilka żeber. Ale jest jeszcze jedna sprawa - spojrzał na mnie. - Ty byłaś na miejscu wypadku i wiesz, że kierowca zbiegł z miejsca wrażenia. Nie został jeszcze złapany. Widziałaś co to był za samochód?
- Czerwony citroen, nie zapamiętałam numeru rejestracyjnego, ale był z Paryża - powiedziałam.
- Kiedy będziemy mogli odwiedzić przyjaciela? - wtrącił białowłosy.
- Jutro po porannym obchodzie, między godziną dziesiątą, a osiemnastą. - odpowiedział lekarz. Podziękowaliśmy za informacje i wyszliśmy na korytarz. Zegar wskazywał 2:17 w nocy.
Wszyscy ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- No to cześć. - Już miałam ruszyć w swoją stronę, kiedy białowłosa złapała mnie za nadgarstek.
- A ty gdzie się wybierasz? Jest po drugiej, twój brat już pewnie śpi, a założę się, że nie masz przy sobie kluczy. Chodź, przenocujesz u nas.
- Nie chcę wam robić kłopotu.
- Nie ma problemu, założę się, że chłopaki nie mają nic przeciwko - spojrzała na nich a oni tylko przytaknęli.
- Dziękuję - przytuliłam dziewczynę.
- Witam w naszych skromnych progach. - Razem z Rozalią weszłam do mieszkania. Tak jak się spodziewałam, urządzone w stylu wiktoriańskim. Wszędzie czysto i przytulnie. Białowłosa pokazała mi cały parter, po czym zaprowadziła do swojej sypialni. Muszę przyznać byłam pod wrażeniem. Wszystko idealnie do siebie pasowało. Czerwone ściany i jasne panele. Dużo okien i śliczne dwuosobowe łóżko z ciemnego drewna na środku pokoju. Przy jednej ze ścian znajdowało się jeszcze biurko, a na przeciwległej ogromna szafa. Biorąc pod uwagę liczbę ubrań Rozalii, jej rozmiar nie powinien mnie wcale dziwić. Koło szafy znajdowało się przejście do małej łazienki, a na przeciwko wejścia do pokoju, szklane drzwi prowadzące na balkon.
- Idziesz zapalić? - zapytała białowłosa.
- Pewnie. - Wyszłyśmy na balkon. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i poczęstowała mnie jednym. Oparłam się o barierkę i podziwiałam okolicę zaciągając się dymem. Po moich policzkach, już nie wiem który raz, zaczęły lecieć łzy.
- Nad, wszystko dobrze? - zapytała.
- Martwię się.
- Nie ma o co. Zobaczysz wszystko się ułoży. A teraz śmigaj do łazienki, zmyj te czarne smugi z policzków i nie płacz już więcej - uśmiechnęła się. Zrobiłam jak prosiła, wzięłam prysznic, następnie przebrałam się w koszulkę Rozy, którą dała mi jako piżamę i położyłam się koło niej na łóżku. Nie minęło dużo czasu, zanim moje powieki stały się ciężkie i oddałam się w ręce Morfeusza.
wtorek, 23 sierpnia 2016
Rozdział V
- Hej Nad, cześć Kastiel - powiedział Eric, a ja stałam jak wryta.
- Eric?! O boże nawet nie przyszło mi na myśl, że ta Nad, to Nad. Kurde strasznie się zmieniła - powiedział czerwonowłosy patrząc się na mnie.
- Możecie mi w końcu powiedzieć o co do cholery chodzi? I skąd wy się w ogóle znacie? - zapytałam, a oni złapali mnie za ramiona i zaprowadzili do salonu.
- Dobra zaczynając od tego skąd się znamy. Dziwi mnie to, że na prawdę nic nie pamiętasz, no ale skoro tak jest to ci wszystko przypomnimy. Kiedy mieszkaliśmy jeszcze z rodzicami mięliśmy sąsiadów, Michone i Adriana Evansów. Mieli syna, z którym się przyjaźniłaś, ale wyjechał. No i tak się składa, że to właśnie ta tutaj obecna ruda małpa to twój przyjaciel. Nie kojarzysz? - powiedział z niedowierzaniem Eric.
- No oczywiście, że pamiętam, ale oni mieli syna Kristofa, a nie Kastiela. - odpowiedziałam.
- Zmieniłem imię po śmierci rodziców - wtrącił czerwonowłosy. Jak mogłam go nie poznać. Teraz kiedy na niego patrzę, na prawdę wygląda znajomo. Nawet styl bycia ma podobny.
- Nie mogę w to uwierzyć. - To wszystko wydawało mi się nierealne.
- Więc sprawię, że uwierzysz - powiedział, po czym ściągnął koszulkę i wskazał dużą bliznę w kształcie litery "N". - Jakieś 4 lata temu, zabrałem motor taty i zabrałem cię na przejażdżkę. Pojechaliśmy na polanę za miastem. Rozmawialiśmy cały dzień, wygłupialiśmy się. Zanim pojechaliśmy z powrotem chciałem się popisać. Rozpędziłem się i próbowałem wyskoczyć motorem i zaliczyłem niezłą glebę. Pamiętam jak wtedy płakałaś. Zadzwoniłaś po moich rodziców i zawieźli nas do szpitala. Zszyli mi ranę akurat tak, że powstała z tego pierwsza litera twojego imienia. Powiedziałaś mi wtedy, że... - przerwałam mu. Po moich policzkach lały się łzy.
- Że to symbol naszej wiecznej przyjaźni - rzuciłam mu się na szyję. On też płakał, czułam jak cały się trzęsie. - Dlaczego wyjechałeś tak po prostu. Bez słowa, nawet się nie pożegnaliśmy. Wiesz ile płakałam? - zapytałam patrząc w jego niemal czarne oczy.
- Mój tata dostał pracę w Marsylii, powiedzieli mi o przeprowadzce 2 dni przed. Byłaś dla mnie jak siostra, nie wiedziałem jak się z tobą pożegnać i wyjechałem bez słowa. Mieszkałem tam dwa lata. Znów zacząłem grać na gitarze. Trochę śpiewałem i growlowałem. Dawałem małe koncerty w kawiarniach, aż na jednym poznałem dziewczynę. Przypominała mi ciebie, ale okazała się zupełnie inna. Zaufałem jej, a ona mnie zdradziła. Zraniła mnie tak samo, jak ja zraniłem ciebie - powiedział zaciskając pięści tak mocno, że zbielały mu kości. - Później zmarli moi rodzice. Wyjechałem do Paryża i zacząłem tu nowe życie. Zmieniłem imię, wygląd. Cały się zmieniłam, jednak jedna rzecz nie uległa zmianie. Nie zapomniałem o tobie. Nie mogłem, bo blizny nie znikają. - Pocałował mnie w mokry od łez policzek. - Przepraszam Nad, tak strasznie przepraszam - powiedział, po czym wybiegł z mieszkania.
Krzyczałam, żeby się zatrzymał, ale nie słuchał mnie. Patrzyłam jak się oddala i nagle zauważyłam nadjeżdżający samochód. Zbliżał się z każdą chwilą, by zaraz uderzyć w chłopaka. Uderzył z taką siłą, że przeleciał parę metrów i uderzył o asfalt. Kierowca minął go i zaczął odjeżdżać. Eric stał za mną i oglądał całe zajście. Pobiegłam w stronę Kastiela najszybciej jak mogłam. Pod jego ciałem utworzyła się ogromna kałuża krwi. Uklękłam koło niego i sprawdziłam czy oddycha. Żył. Eric zadzwonił na pogotowie. Chłopak ostatkiem sił złapał moją dłoń. Dotknęłam jego szyi i zesztywniałam nie potrafiąc wyczuć pulsu.
- Nie rób mi tego, proszę, nie zostawiaj mnie znowu... - W tym samym momencie pojawiła się karetka. Ratownicy wzięli Kastiela na nosze i wnieśli do środka.
- Przepraszam, mogę jechać z nim? - zapytałam jednego z ratowników.
- A jest pani kimś z rodziny? - spojrzał na mnie.
- Ja jestem jego... dziewczyną - skłamałam z nadzieją, że pozwoli mi jechać.
- No dobra... wsiadaj - powiedział i pomógł mi wejść do pojazdu. Po chwili drzwi się zamknęły, a karetka ruszyła do szpitala.
- Eric?! O boże nawet nie przyszło mi na myśl, że ta Nad, to Nad. Kurde strasznie się zmieniła - powiedział czerwonowłosy patrząc się na mnie.
- Możecie mi w końcu powiedzieć o co do cholery chodzi? I skąd wy się w ogóle znacie? - zapytałam, a oni złapali mnie za ramiona i zaprowadzili do salonu.
- Dobra zaczynając od tego skąd się znamy. Dziwi mnie to, że na prawdę nic nie pamiętasz, no ale skoro tak jest to ci wszystko przypomnimy. Kiedy mieszkaliśmy jeszcze z rodzicami mięliśmy sąsiadów, Michone i Adriana Evansów. Mieli syna, z którym się przyjaźniłaś, ale wyjechał. No i tak się składa, że to właśnie ta tutaj obecna ruda małpa to twój przyjaciel. Nie kojarzysz? - powiedział z niedowierzaniem Eric.
- No oczywiście, że pamiętam, ale oni mieli syna Kristofa, a nie Kastiela. - odpowiedziałam.
- Zmieniłem imię po śmierci rodziców - wtrącił czerwonowłosy. Jak mogłam go nie poznać. Teraz kiedy na niego patrzę, na prawdę wygląda znajomo. Nawet styl bycia ma podobny.
- Nie mogę w to uwierzyć. - To wszystko wydawało mi się nierealne.
- Więc sprawię, że uwierzysz - powiedział, po czym ściągnął koszulkę i wskazał dużą bliznę w kształcie litery "N". - Jakieś 4 lata temu, zabrałem motor taty i zabrałem cię na przejażdżkę. Pojechaliśmy na polanę za miastem. Rozmawialiśmy cały dzień, wygłupialiśmy się. Zanim pojechaliśmy z powrotem chciałem się popisać. Rozpędziłem się i próbowałem wyskoczyć motorem i zaliczyłem niezłą glebę. Pamiętam jak wtedy płakałaś. Zadzwoniłaś po moich rodziców i zawieźli nas do szpitala. Zszyli mi ranę akurat tak, że powstała z tego pierwsza litera twojego imienia. Powiedziałaś mi wtedy, że... - przerwałam mu. Po moich policzkach lały się łzy.
- Że to symbol naszej wiecznej przyjaźni - rzuciłam mu się na szyję. On też płakał, czułam jak cały się trzęsie. - Dlaczego wyjechałeś tak po prostu. Bez słowa, nawet się nie pożegnaliśmy. Wiesz ile płakałam? - zapytałam patrząc w jego niemal czarne oczy.
- Mój tata dostał pracę w Marsylii, powiedzieli mi o przeprowadzce 2 dni przed. Byłaś dla mnie jak siostra, nie wiedziałem jak się z tobą pożegnać i wyjechałem bez słowa. Mieszkałem tam dwa lata. Znów zacząłem grać na gitarze. Trochę śpiewałem i growlowałem. Dawałem małe koncerty w kawiarniach, aż na jednym poznałem dziewczynę. Przypominała mi ciebie, ale okazała się zupełnie inna. Zaufałem jej, a ona mnie zdradziła. Zraniła mnie tak samo, jak ja zraniłem ciebie - powiedział zaciskając pięści tak mocno, że zbielały mu kości. - Później zmarli moi rodzice. Wyjechałem do Paryża i zacząłem tu nowe życie. Zmieniłem imię, wygląd. Cały się zmieniłam, jednak jedna rzecz nie uległa zmianie. Nie zapomniałem o tobie. Nie mogłem, bo blizny nie znikają. - Pocałował mnie w mokry od łez policzek. - Przepraszam Nad, tak strasznie przepraszam - powiedział, po czym wybiegł z mieszkania.
Krzyczałam, żeby się zatrzymał, ale nie słuchał mnie. Patrzyłam jak się oddala i nagle zauważyłam nadjeżdżający samochód. Zbliżał się z każdą chwilą, by zaraz uderzyć w chłopaka. Uderzył z taką siłą, że przeleciał parę metrów i uderzył o asfalt. Kierowca minął go i zaczął odjeżdżać. Eric stał za mną i oglądał całe zajście. Pobiegłam w stronę Kastiela najszybciej jak mogłam. Pod jego ciałem utworzyła się ogromna kałuża krwi. Uklękłam koło niego i sprawdziłam czy oddycha. Żył. Eric zadzwonił na pogotowie. Chłopak ostatkiem sił złapał moją dłoń. Dotknęłam jego szyi i zesztywniałam nie potrafiąc wyczuć pulsu.
- Nie rób mi tego, proszę, nie zostawiaj mnie znowu... - W tym samym momencie pojawiła się karetka. Ratownicy wzięli Kastiela na nosze i wnieśli do środka.
- Przepraszam, mogę jechać z nim? - zapytałam jednego z ratowników.
- A jest pani kimś z rodziny? - spojrzał na mnie.
- Ja jestem jego... dziewczyną - skłamałam z nadzieją, że pozwoli mi jechać.
- No dobra... wsiadaj - powiedział i pomógł mi wejść do pojazdu. Po chwili drzwi się zamknęły, a karetka ruszyła do szpitala.
piątek, 12 sierpnia 2016
Rozdział IV
Obudziłam koło dziesiątej, a moją głowę przeszył ostry ból, przypominając o wczorajszej imprezie. Próbowałam wstać, jednak coś przegniatało mi rękę. Spojrzałam w bok i zobaczyłam śpiącego Kastiela. Zaraz, zaraz...
- Kas! Co ty do cholery robisz? - Boże, jak ja mogłam z nim spać, chyba serio dużo wypiłam.
- Boże.. Przestań się drzeć. - Okrył głowę poduszką i obrócił się na drugi bok.
- Co ja tutaj robię? I co ty tutaj robisz!? - zapytałam zbulwersowana.
- Jak to co.. Zasnęłaś na podłodze to przyniosłem cię tutaj, a nie chciało mi się już nigdzie iść to zostałem z tobą. - Ironiczny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Postanowiłam tego nie komentować. Skorzystałam z łazienki i wyszłam z domu, żeby zapalić.
Oparłam się o murek i momentalnie wróciły wszystkie wspomnienia. To i tak pewnie nic nie znaczyło... był pijany, nie pocałowałby mnie normalnie. Rozmyślając, nawet nie zauważyłam, że wypaliłam już ćwierć paczki. Licząc papierosy zobaczyłam zbliżającego się Kastiela. Nic nie mówiąc oparł się o murek obok mnie.
- Nad, możemy pogadać? - zapytał po chwili.
- T-tak - zająknęłam się.
- Pamiętasz co się wczoraj działo? - Wygląda na smutnego. Czyżby żałował? - Zapomnijmy o tym... - dodał patrząc w ziemię. Mam wrażenie, czy on się zarumienił?
- A jeśli ja nie chcę zapomnieć... - Kastiel spojrzał na mnie zaskoczony. - Czy ja to powiedziałam na głos? - wystraszyłam się, moje policzki piekły jakbym spaliła się na słońcu.
[ Perspektywa Kastiela ]
Znamy się z Nad bardzo krótko, jednak zrobiłbym dla niej wszystko. Od czasu kiedy zerwałem z Debrą nie chciałem mieć do czynienia z żadną kobietą. Jednak kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem poczułem, że czas rozpaczy dobiegł końca. Miłość od pierwszego wejrzenia? Możliwe. Chciałem ją pocałować już na dachu, jednak nie byłem na tyle odważny. Wczoraj dużo wypiłem i jakoś samo tak wyszło. Nie żałuję. Kiedy powiedziała, że nie chce o tym zapomnieć byłem szczęśliwy jak nigdy. Tylko jak mam jej powiedzieć, że mi się podoba? To, że nie chce o tym zapomnieć, nie znaczy, że mnie kocha... No ale zawsze jest nadzieja. Przywykłem do bólu więc jeśli da mi kosza powinienem to znieść.
Nic nie mówiąc weszliśmy razem do środka. Lysander już wstał, a Roza i Leo dalej spali na kanapie. Lys wziął się za robienie śniadania, ja zaś miałem za zadanie obudzić zakochańców, co nie okazało się wcale taką łatwą sprawą. Leo wstał od razu, Rozalia jednak gryzła i drapała kiedy tylko próbowałem jej dotknąć. Po długiej walce w końcu postanowiła wstać.
[ Perspektywa Nad]
W czasie kiedy chłopaki załatwiali swoje sprawy, ja przeszłam się do domu. Przebrałam się i zostawiłam Ericowi wiadomość, że jestem u przyjaciół na wypadek gdyby wrócił wcześniej. Następnie wróciłam do domu Kastiela.
Muszę przyznać, że Lys jest świetnym kucharzem. Moja naleśniki to nic, w porównaniu do jego. Po skończonym posiłku zaczęliśmy sprzątać pozostałości po wczorajszej imprezie. Zajęło nam to dobre dwie godziny. Dwaj bracie oraz Roza zbierali się już do wyjścia. Pożegnałam się z nimi i po chwili również wyszłam. Kastiel odprowadził mnie do domu. Zaprosiłam go na chwilę do siebie. Eric widocznie już wrócił, bo drzwi były otwarte. Weszłam do mieszkania i przywitałam się z bratem.
- Hej Nad, cześć Kastiel. - powiedział, a ja stałam jak wryta. To oni się znają!?
- Kas! Co ty do cholery robisz? - Boże, jak ja mogłam z nim spać, chyba serio dużo wypiłam.
- Boże.. Przestań się drzeć. - Okrył głowę poduszką i obrócił się na drugi bok.
- Co ja tutaj robię? I co ty tutaj robisz!? - zapytałam zbulwersowana.
- Jak to co.. Zasnęłaś na podłodze to przyniosłem cię tutaj, a nie chciało mi się już nigdzie iść to zostałem z tobą. - Ironiczny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Postanowiłam tego nie komentować. Skorzystałam z łazienki i wyszłam z domu, żeby zapalić.
Oparłam się o murek i momentalnie wróciły wszystkie wspomnienia. To i tak pewnie nic nie znaczyło... był pijany, nie pocałowałby mnie normalnie. Rozmyślając, nawet nie zauważyłam, że wypaliłam już ćwierć paczki. Licząc papierosy zobaczyłam zbliżającego się Kastiela. Nic nie mówiąc oparł się o murek obok mnie.
- Nad, możemy pogadać? - zapytał po chwili.
- T-tak - zająknęłam się.
- Pamiętasz co się wczoraj działo? - Wygląda na smutnego. Czyżby żałował? - Zapomnijmy o tym... - dodał patrząc w ziemię. Mam wrażenie, czy on się zarumienił?
- A jeśli ja nie chcę zapomnieć... - Kastiel spojrzał na mnie zaskoczony. - Czy ja to powiedziałam na głos? - wystraszyłam się, moje policzki piekły jakbym spaliła się na słońcu.
[ Perspektywa Kastiela ]
Znamy się z Nad bardzo krótko, jednak zrobiłbym dla niej wszystko. Od czasu kiedy zerwałem z Debrą nie chciałem mieć do czynienia z żadną kobietą. Jednak kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem poczułem, że czas rozpaczy dobiegł końca. Miłość od pierwszego wejrzenia? Możliwe. Chciałem ją pocałować już na dachu, jednak nie byłem na tyle odważny. Wczoraj dużo wypiłem i jakoś samo tak wyszło. Nie żałuję. Kiedy powiedziała, że nie chce o tym zapomnieć byłem szczęśliwy jak nigdy. Tylko jak mam jej powiedzieć, że mi się podoba? To, że nie chce o tym zapomnieć, nie znaczy, że mnie kocha... No ale zawsze jest nadzieja. Przywykłem do bólu więc jeśli da mi kosza powinienem to znieść.
Nic nie mówiąc weszliśmy razem do środka. Lysander już wstał, a Roza i Leo dalej spali na kanapie. Lys wziął się za robienie śniadania, ja zaś miałem za zadanie obudzić zakochańców, co nie okazało się wcale taką łatwą sprawą. Leo wstał od razu, Rozalia jednak gryzła i drapała kiedy tylko próbowałem jej dotknąć. Po długiej walce w końcu postanowiła wstać.
[ Perspektywa Nad]
W czasie kiedy chłopaki załatwiali swoje sprawy, ja przeszłam się do domu. Przebrałam się i zostawiłam Ericowi wiadomość, że jestem u przyjaciół na wypadek gdyby wrócił wcześniej. Następnie wróciłam do domu Kastiela.
Muszę przyznać, że Lys jest świetnym kucharzem. Moja naleśniki to nic, w porównaniu do jego. Po skończonym posiłku zaczęliśmy sprzątać pozostałości po wczorajszej imprezie. Zajęło nam to dobre dwie godziny. Dwaj bracie oraz Roza zbierali się już do wyjścia. Pożegnałam się z nimi i po chwili również wyszłam. Kastiel odprowadził mnie do domu. Zaprosiłam go na chwilę do siebie. Eric widocznie już wrócił, bo drzwi były otwarte. Weszłam do mieszkania i przywitałam się z bratem.
- Hej Nad, cześć Kastiel. - powiedział, a ja stałam jak wryta. To oni się znają!?
czwartek, 11 sierpnia 2016
Rozdział III
Z góry przepraszam jeśli pojawią się jakieś błędy. Pisałam ten rozdział o 3 w nocy i nie chciało mi się już go poprawiać ;p Pozdrawiam i życzę miłego czytania. Wiem, że akcja toczy się dosyć szybko, jednak mam dużo zaplanowane do przodu i było to konieczne c;
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
[...] Z chęcią przyjęłam propozycję. Jeszcze chwilę rozmawiałyśmy o terminach zajęć, po czym
udałam się na przerwę.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
[...] Z chęcią przyjęłam propozycję. Jeszcze chwilę rozmawiałyśmy o terminach zajęć, po czym
udałam się na przerwę.
Od razu kiedy wyszłam rzucił się na mnie Kastiel z tekstem, że musimy porozmawiać i zaczął mnie gdzieś ciągnąć.
- Kastiel, potrafię sama iść, tylko powiedz mi do cholery gdzie! - Wydarłam się na niego.
- Cicho, wytrzymasz jeszcze chwilę. - Zaczął mnie pchać w dół po schodach. Po chwili znaleźliśmy się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Stała tam mała, drewniana scena, a na niej kilka instrumentów i statywy z mikrofonami.
- Dobra, zaraz przyjdzie tu Lysander. - Buntownik spojrzał na zegarek.
- Co? Lysander? Po co on ma tu przyjść? I po co w ogóle ja tu jestem? - Zdezorientowana sypałam pytaniami, a chwilę potem białowłosy pojawił się w drzwiach.
- Lys pospiesz się z tym tłumaczeniem, bo ona nam tu zaraz wybuchnie.
- Eee... No dobra. Mamy zespół, o którym właściwie wie tylko parę osób. Ja śpiewam, Kastiel gra na gitarze elektrycznej, Armin na perkusji, a Alexy na klawiszach. No i ogólnie mamy próby w tej piwnicy. A ty jesteś tutaj dlatego, że zajebiście śpiewasz i chcielibyśmy abyś do nas dołączyła. Zgadzasz się? - Lys powiedział to wszystko tak szybko, że trudno było mi nadążyć.
- Chcecie żebym śpiewała w waszym zespole? - Zapowiada się ciekawie.
- Lysander pisze wszystkie teksty i uznaliśmy, że niektóre piosenki brzmiałyby dużo lepiej gdyby wtrącić tam damski wokal. Więc tak, chcemy. - Wtrącił się czerwonowłosy. Po chwili zastanowienia zgodziłam się, a chłopaki zbili piątki. Chwilę później usłyszeliśmy dzwonek i poszliśmy na lekcje.
Była to plastyka, czyli jeden z moich ulubionych przedmiotów. Często szkicowałam i wychodziło mi to nawet dobrze. Usiadłam w ławce z Lysandrem i pomimo tego iż normalnie nie mówi za dużo, przegadaliśmy całą lekcje. Rozmawialiśmy głównie o zespole, dowiedziałam się, że pisze nie tylko teksty piosenek ale również wiersze.
Reszta lekcji przebiegła spokojnie. Raz siedziałam z Rozą, raz z Kastielem, a raz z Lysem. Po skończeniu zajęć od razu udałam się do domu. Erica nie było, znalazłam tylko karteczkę, na której napisał, że musi coś załatwić i wróci dopiero jutro po południu. Czyli zapowiada się kolejny nudny wieczór przed telewizorem. Zrobiłam sobie obiad, właściwie to odgrzałam resztki po wczoraj. Niestety moje umiejętności kulinarne ograniczają się do jajecznicy i kanapek. Kiedy pałaszowałam talerz makaronu z kurczakiem usłyszałam dzwonek do drzwi. Myślałam, że to Eric ale on przecież napisał, że dzisiaj nie wróci. Otworzyłam jej drzwi, a moim oczom ukazała się moja kochana ruda małpa zwana Kastielem.
- Siema Nad. - Wszedł do środka zanim zdążyłam coś powiedzieć.
- Jakaś specjalna okazja? - Zapytałam, a on złapał mnie za nadgarstki.
- Nawet bardzo! Mam dla ciebie propozycję i nie przyjmuję odmowy - powiedział.
- Jeśli nie masz zamiaru mnie zgwałcić to się zgadzam. - Zaczęliśmy się śmiać.
- Na to jeszcze przyjdzie pora. Chodzi o to, że organizuję dzisiaj imprezę u mnie i chciałem żebyś przyszła. - W sumie to przyznam, że przydałoby się trochę rozerwać. Impreza miała się zacząć o 20:00 więc mamy jeszcze sporo czasu. Poszłam na górę, żeby wybrać jakieś ubrania. Zdecydowałam się na czarną koronkową sukienkę. Właściwie to nie wiem czy jest to dobry pomysł, bo pod koronką materiał ledwo zakrywa mi piersi, a cały brzuch jest praktycznie nagi. No ale trudno, jak szaleć to szaleć. Spakowałam sukienkę do torby i wrzuciłam tam jeszcze czarne szpilki i kosmetyczkę. Następnie udałam się w stronę domu Kastiela, bo obiecałam mu pomóc w przygotowaniach.
- Jestem! - Krzyknęłam robiąc ~ z buta wjeżdżam ~ .
- Spokojnie, wystarczyło pociągnąć za klamkę. - Krzyknął z kuchni.
- Dobra to jak mam pomóc? - Chłopak chwilę się zastanowił.
- No to ja poprzesuwam meble, żeby zrobić miejsce, a ty możesz pójść kupić alko i jakieś chipsy. - rzucił mi portfel, a ja ruszyłam do sklepu. Wzięłam parę przekąsek i różne alkohole. Zapłaciłam za wszystko i wróciłam do Kastiela.
Skończyliśmy wszystko przygotowywać jakieś 40 minut przed imprezą. Zaczęłam się już szykować. Zrobiłam mocniejszy makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Założyłam sukienkę oraz szpilki i zeszłam na dół. Chwilę później zaczęli przychodzić goście. Po pół godzinie salon był już pełny ludzi.
Z głośników zaczęła lecieć muzyka, a przy barku już rozdawano drinki. Zamówiłam duże piwo i przysiadłam się do grupki chłopaków z naszej klasy. Spojrzałam na wszystkich i przeżyłam SZOK. Nataniel już zaliczył zgona i spał jak zabity na fotelu. Jakim cudem, przecież impreza dopiero się zaczęła. No panie gospodarzyno, powiem panu, że chyba niezbyt potrafi się pan obchodzić z alkoholem. Rozmawiałam z Alexym, kiedy podszedł do mnie Kastiel.
- Idziesz? - Wystawił do mnie rękę i głową kiwnął w stronę parkietu. Z chęcią ją złapałam i ruszyliśmy wgłąb tłumu.
Tańczyłam trochę z Kasem, później Lysandrem, Arminem i Alexym, po czym wróciłam na kanapę przy barze. Wypiliśmy z chłopakami kilka drinków, rozmowa wyjątkowo nam się kleiła. Przyłączyła się Rozalia. Pogadałam z nimi jeszcze chwilę i poszłam zapalić. Wyszłam na zewnątrz i spotkałam Kastiela.
- Hej, jak tam? - Zapytałam opierając się o murek obok niego, wyciągając papierosa.
- Zastanawiam się, kto tam będzie jutro sprzątał. - Zaśmiał się akurat w chwili kiedy jakiś gościu oblewał drzwi wejściowe czerwonym winem. - Mogę coś zrobić? - Dodał po chwili spoglądając na mnie.
- Co dokładnie? - Zapytałam, a chłopak złapał mnie za ramiona i popchnął na murek.
- Chcę cie pocałować. - Jeszcze bardziej się do mnie przysunął. Był tak blisko, że nasze ciała niemal się stykały, a moje policzki przybrały barwę pomidora.
- Więc zrób to. - Powiedziałam sama nie wiem dlaczego, to pewnie przez alkohol. Nim się obejrzałam złapał mnie w pasie i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, po chwili schodząc na szyję, co wywołało u mnie dreszcze. Jednak przyznam, było to bardzo przyjemne. Wplotłam dłonie w jego włosy, kiedy on znów złączył nasze usta. Oderwaliśmy się od siebie dopiero kiedy zaczęło brakować nam tchu. Nic nie mówiąc chłopak pociągnął mnie w stronę domu. Wcisnęliśmy się pomiędzy tłum i na nasze szczęście (lub nieszczęście xd) właśnie zaczęła się wolna piosenka. Kastiel ponownie złapał mnie w pasie i zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki. Na końcu Kas, kolejny raz mnie pocałował, tym razem delikatniej. Poszliśmy do baru po kolejne drinki. Około 2:00 ludzie zaczęli wychodzić i po chwili została tylko mała grupka. Dokładniej ja, Kastiel, Lysander, Rozalia i jej chłopak Leo. Byłam już mega zmęczona, niestety kanapę zajęły już nasze zakochańce więc położyłam się na dywanie, po chwili zasnęłam.
Reszta lekcji przebiegła spokojnie. Raz siedziałam z Rozą, raz z Kastielem, a raz z Lysem. Po skończeniu zajęć od razu udałam się do domu. Erica nie było, znalazłam tylko karteczkę, na której napisał, że musi coś załatwić i wróci dopiero jutro po południu. Czyli zapowiada się kolejny nudny wieczór przed telewizorem. Zrobiłam sobie obiad, właściwie to odgrzałam resztki po wczoraj. Niestety moje umiejętności kulinarne ograniczają się do jajecznicy i kanapek. Kiedy pałaszowałam talerz makaronu z kurczakiem usłyszałam dzwonek do drzwi. Myślałam, że to Eric ale on przecież napisał, że dzisiaj nie wróci. Otworzyłam jej drzwi, a moim oczom ukazała się moja kochana ruda małpa zwana Kastielem.
- Siema Nad. - Wszedł do środka zanim zdążyłam coś powiedzieć.
- Jakaś specjalna okazja? - Zapytałam, a on złapał mnie za nadgarstki.
- Nawet bardzo! Mam dla ciebie propozycję i nie przyjmuję odmowy - powiedział.
- Jeśli nie masz zamiaru mnie zgwałcić to się zgadzam. - Zaczęliśmy się śmiać.
- Na to jeszcze przyjdzie pora. Chodzi o to, że organizuję dzisiaj imprezę u mnie i chciałem żebyś przyszła. - W sumie to przyznam, że przydałoby się trochę rozerwać. Impreza miała się zacząć o 20:00 więc mamy jeszcze sporo czasu. Poszłam na górę, żeby wybrać jakieś ubrania. Zdecydowałam się na czarną koronkową sukienkę. Właściwie to nie wiem czy jest to dobry pomysł, bo pod koronką materiał ledwo zakrywa mi piersi, a cały brzuch jest praktycznie nagi. No ale trudno, jak szaleć to szaleć. Spakowałam sukienkę do torby i wrzuciłam tam jeszcze czarne szpilki i kosmetyczkę. Następnie udałam się w stronę domu Kastiela, bo obiecałam mu pomóc w przygotowaniach.
- Jestem! - Krzyknęłam robiąc ~ z buta wjeżdżam ~ .
- Spokojnie, wystarczyło pociągnąć za klamkę. - Krzyknął z kuchni.
- Dobra to jak mam pomóc? - Chłopak chwilę się zastanowił.
- No to ja poprzesuwam meble, żeby zrobić miejsce, a ty możesz pójść kupić alko i jakieś chipsy. - rzucił mi portfel, a ja ruszyłam do sklepu. Wzięłam parę przekąsek i różne alkohole. Zapłaciłam za wszystko i wróciłam do Kastiela.
Skończyliśmy wszystko przygotowywać jakieś 40 minut przed imprezą. Zaczęłam się już szykować. Zrobiłam mocniejszy makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Założyłam sukienkę oraz szpilki i zeszłam na dół. Chwilę później zaczęli przychodzić goście. Po pół godzinie salon był już pełny ludzi.
Z głośników zaczęła lecieć muzyka, a przy barku już rozdawano drinki. Zamówiłam duże piwo i przysiadłam się do grupki chłopaków z naszej klasy. Spojrzałam na wszystkich i przeżyłam SZOK. Nataniel już zaliczył zgona i spał jak zabity na fotelu. Jakim cudem, przecież impreza dopiero się zaczęła. No panie gospodarzyno, powiem panu, że chyba niezbyt potrafi się pan obchodzić z alkoholem. Rozmawiałam z Alexym, kiedy podszedł do mnie Kastiel.
- Idziesz? - Wystawił do mnie rękę i głową kiwnął w stronę parkietu. Z chęcią ją złapałam i ruszyliśmy wgłąb tłumu.
Tańczyłam trochę z Kasem, później Lysandrem, Arminem i Alexym, po czym wróciłam na kanapę przy barze. Wypiliśmy z chłopakami kilka drinków, rozmowa wyjątkowo nam się kleiła. Przyłączyła się Rozalia. Pogadałam z nimi jeszcze chwilę i poszłam zapalić. Wyszłam na zewnątrz i spotkałam Kastiela.
- Hej, jak tam? - Zapytałam opierając się o murek obok niego, wyciągając papierosa.
- Zastanawiam się, kto tam będzie jutro sprzątał. - Zaśmiał się akurat w chwili kiedy jakiś gościu oblewał drzwi wejściowe czerwonym winem. - Mogę coś zrobić? - Dodał po chwili spoglądając na mnie.
- Co dokładnie? - Zapytałam, a chłopak złapał mnie za ramiona i popchnął na murek.
- Chcę cie pocałować. - Jeszcze bardziej się do mnie przysunął. Był tak blisko, że nasze ciała niemal się stykały, a moje policzki przybrały barwę pomidora.
- Więc zrób to. - Powiedziałam sama nie wiem dlaczego, to pewnie przez alkohol. Nim się obejrzałam złapał mnie w pasie i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, po chwili schodząc na szyję, co wywołało u mnie dreszcze. Jednak przyznam, było to bardzo przyjemne. Wplotłam dłonie w jego włosy, kiedy on znów złączył nasze usta. Oderwaliśmy się od siebie dopiero kiedy zaczęło brakować nam tchu. Nic nie mówiąc chłopak pociągnął mnie w stronę domu. Wcisnęliśmy się pomiędzy tłum i na nasze szczęście (lub nieszczęście xd) właśnie zaczęła się wolna piosenka. Kastiel ponownie złapał mnie w pasie i zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki. Na końcu Kas, kolejny raz mnie pocałował, tym razem delikatniej. Poszliśmy do baru po kolejne drinki. Około 2:00 ludzie zaczęli wychodzić i po chwili została tylko mała grupka. Dokładniej ja, Kastiel, Lysander, Rozalia i jej chłopak Leo. Byłam już mega zmęczona, niestety kanapę zajęły już nasze zakochańce więc położyłam się na dywanie, po chwili zasnęłam.
Info i podziękowania!
No i jest! Pierwsze 100 wyświetleń :D Może dla was to nie jest wielkie osiągnięcie, jednak dla mnie jak najbardziej! Nie spodziewałam się takiej liczby po zaledwie dwóch rozdziałach. Przy okazji chciałam wam powiedzieć o moim wyjeździe. Jutro, a właściwie dzisiaj, bo piszę to już po północy, postaram się wstawić jeszcze jeden rozdział. W sobotę wyjeżdżam za granicę i raczej nie będę miała możliwości wstawiania postów :/ Ale będę pisać i kiedy wrócę to wpadnie od razu parę rozdziałów.
To chyba tyle c;
To chyba tyle c;
Rozdział II
- Hej, Nad! - kto śmie przerywać mój sen... - Nad! Wstawaj. - powoli otworzyłam oczy i ujrzałam wciąż drącego się Erica.
- No już, już... Stało się coś? Jest dopiero 6:00... - spojrzałam na zegarek.
- Dzisiaj zaczynam pracę i zaraz wyjeżdżam. - uśmiechnął się dumnie.
- Po co ci praca.. Mamy przecież pieniądze. - zapytałam, a on zaczął się śmiać.
- Owszem mamy, ale zawsze możemy mieć więcej, a mi się strasznie nudzi samemu w domu. - zmusiłam się przejść do pozycji siedzącej, kiedy Eric wychodził już z pokoju. Lekcje zaczynam dopiero o 8:00 więc mam jeszcze sporo czasu.
Poszłam do łazienki, wykapałam się i umalowałam. Ubrałam ciemnozieloną koszulkę i białe podziurawione jeansy. Zeszłam na dół do kuchni i zjadłam kanapki przygotowane przez brata, po czym walnęłam się na kanapie i włączyłam telewizor w celu zabicia czasu, jednak na żadnym kanale nie emitowali niczego ciekawego. Po dłuższym zastanowieniu postanowiłam pójść odwiedzić Kastiela. Ubrałam trampki i zamknęłam dom.
Po niecałych 5 minutach byłam już przed jego domem. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Moim oczom ukazał się czerwonowłosy bez koszulki w samych bokserkach. Kiedy zobaczyłam jego idealny sześciopak poczułam jak moja twarz przybiera kolor pomidora.
- Hej Nad. Po co przyszłaś? - przesunął się bym mogła wejść do środka.
- Wstałam wcześniej więc pomyślałam, że wpadnę na chwilę. - powiedziałam ściągając buty.
- Spoko. Jak chcesz kawy albo herbaty to sobie zrób, a ja lecę się ubrać. - krzyknął wbiegając na górę po schodach. Muszę przyznać, że ma na prawdę ładny dom. Wczoraj dowiedziałam się, że mieszka sam więc nie bałam się, że kogoś obudzę. Ściany w całym domu było białe. W salonie na środku podłogi leżał duży czarny dywan, który idealnie pasował do jasnych paneli. Meble w całym pokoju były czerwone i białe ze szklanymi elementami. Cała jedna ściana salonu była szklana, więc docierało tu dużo światła. Kuchnia też była w nowoczesnym stylu, w tych samych barwach co salon.
Dobra, jestem. To co robimy? - na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek, a ja znowu spaliłam buraka.
- Jest już późno, nie zamierzam się spóźnić już w pierwszy dzień. - chwilę później byliśmy już w drodze do szkoły. Razem weszliśmy na dziedziniec, a wszystkie osoby skierowały na nas wzrok. Szybko wbiegłam do szkoły sprawdzając na planie jaką mam pierwszą lekcję. Była to fizyka. Najgorsza lekcja świata na początek dnia. Szkoda byłoby się spóźnić.
Stałam koło drzwi starając się nie zwracać na siebie uwagi, jednak po chwili podbiegła do mnie wysoka dziewczyna o długich, śnieżnobiałych włosach, a za nią z równie jasnymi włosami, chłopak ubrany dosyć nietypowo, bo w stylu wiktoriańskim.
- Hej! Ty jesteś Nadia? - w oczach dziewczyny skakały wesołe iskierki.
- Tak, w skrócie Nad. - uścisnęłam jej dłoń.
- Roza, a ten z tyłu to Lys. - pokazała na chłopaka. Był bardzo wysoki. A jego oczy miały różne barwy. Jedno było niemal złote, a drugie zielone.
- Lysander. - ucałował moją dłoń. No tego to ja się nie spodziewałam. Gatunek gentelmenów ponoć wymarł, a tu proszę. Rozalia przedstawiła mnie dziewczynom, później chłopakom. Poznałam Violettę, małą dziewczynę o fioletowych włosach, czarnoskórą Kim, rudowłosą Iris, Melanię, która pomaga Natanielowi, którego poznałam wczoraj. Z chłopaków poznałam Kentina, który niedawno wrócił ze szkoły wojskowej, bliźniaków - Armina, który jest zakochany po uszy w swojej konsoli i Alexa, który jest ogólnie bardzo żywiołowy, jego ubrania są w jaskrawych kolorach, a włosy wściekle niebieskie. Do tego nosi różowe soczewki kontaktowe.
- A to jest Kastiel, nasz szkolny gbur.. - nie zdążyła dokończyć.
- Znamy się. - przerwał jej chłopak.
- Eee... dobra nie wnikam. - dodała Roza, a po chwili rozległ się dźwięk dzwonka, więc udałyśmy się do klasy.
- Dzień dobry dzieci. Jako iż pan Farazowski zachorował nie będzie go dzisiaj w szkole. Ja nie mam uprawnień do nauczania was fizyki więc myślę, że sobie trochę pośpiewamy. Wszyscy po kolei. - powiedziała dziwnie mi się przyglądając. - Jesteś nową uczennicą? Wydaje mi się, że jeszcze cię tu nie widziałam. - dodała po chwili podchodząc do mojej ławki.
- Tak, nazywam się Nadia. - boże jak ja nienawidzę tak mówić. No ale dobre pierwsze wrażenie to podstawa.
- Rebeca Swon. Jestem nauczycielką muzyki, mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować. - uśmiechnęłam się na widok, że ona też chyba zbytnio nie przepada za takimi powitaniami. - No dobrze, a więc przejdźmy już do lekcji, zaczynając od pierwszej ławki, wszyscy śpiewają wybraną przez siebie piosenkę. - ulżyło mi. Przynajmniej tym razem mam szczęście i siedzę w ostatniej ławce.
Razem z Rozą słuchałyśmy śpiewających uczniów. Violetta ładnie zaśpiewała, ale trochę za cicho. Iris oraz Kim też dobrze poszło. Potem śpiewała, jak się dowiedziałam, przywódczyni szkolnych laleczek, a za razem siostra Nataniela - Amber. No śpiewem tego raczej nazwać nie można. Ale przejdźmy dalej. Następnym też dobrze poszło i nadeszła pora na 2 ostatnie ławki. Najpierw zaśpiewał Kastiel i muszę przyznać, że było całkiem dobrze. Nisko szło mu świetnie, tylko czasami nie wychodziło mu kiedy musiał zaśpiewać nieco wyżej. Następny był Lysander, który zaśpiewał zdecydowanie najlepiej. Ma bardzo melodyjny głos, ani razu nie zafałszował. Pani Swon musi go znać, bo nawet nie zapytała jaką piosenkę ma wybrać. Może Lys chodzi do niej na jakieś zajęcia. No i w końcu przyszła kolej na mnie. Dawno nie śpiewałam, ale mam nadzieję, że mój głos nadal jest w tak dobrej formie, jak przed śmiercią rodziców. Postanowiłam zaśpiewać jedną z moim ulubionych piosenek - If i die young.
[...]
Kiedy skończyłam w klasie zapadła cisza. Pytanie - było tak źle, czy tak dobrze?
Nikt nic nie powiedział, padło tylko pytanie o piosenkę Rozy. Kiedy skończyła śpiewać, jak z automatu zadzwonił dzwonek, a uczniowie zaczęli wychodzić na korytarz. Też miałam taki zamiar, lecz pani Swon poprosiła mnie jeszcze na chwilkę.
- Chodziłaś na jakieś lekcje śpiewu? - zapytała z uśmiechem.
- Tak, zanim się przeprowadziłam chodziłam do szkoły muzycznej na zajęcia.
- A grasz na jakimś instrumencie? - wyjęła z torebki jakiś zeszyt.
- Głównie na gitarze i fortepianie. - odpowiedziałam, a nauczycielka coś zanotowała.
- W takim razie zapraszam cię do klubu muzycznego. Masz naprawdę piękny głos, a Lysandrowi przydałby się ktoś do duetu. - czyli tak jak myślałam, Lysander śpiewa w szkolnym klubie. Z chęcią przyjęłam propozycję. Jeszcze chwilę rozmawiałyśmy o terminach zajęć, po czym udałam się na przerwę.
- No już, już... Stało się coś? Jest dopiero 6:00... - spojrzałam na zegarek.
- Dzisiaj zaczynam pracę i zaraz wyjeżdżam. - uśmiechnął się dumnie.
- Po co ci praca.. Mamy przecież pieniądze. - zapytałam, a on zaczął się śmiać.
- Owszem mamy, ale zawsze możemy mieć więcej, a mi się strasznie nudzi samemu w domu. - zmusiłam się przejść do pozycji siedzącej, kiedy Eric wychodził już z pokoju. Lekcje zaczynam dopiero o 8:00 więc mam jeszcze sporo czasu.
Poszłam do łazienki, wykapałam się i umalowałam. Ubrałam ciemnozieloną koszulkę i białe podziurawione jeansy. Zeszłam na dół do kuchni i zjadłam kanapki przygotowane przez brata, po czym walnęłam się na kanapie i włączyłam telewizor w celu zabicia czasu, jednak na żadnym kanale nie emitowali niczego ciekawego. Po dłuższym zastanowieniu postanowiłam pójść odwiedzić Kastiela. Ubrałam trampki i zamknęłam dom.
Po niecałych 5 minutach byłam już przed jego domem. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Moim oczom ukazał się czerwonowłosy bez koszulki w samych bokserkach. Kiedy zobaczyłam jego idealny sześciopak poczułam jak moja twarz przybiera kolor pomidora.
- Hej Nad. Po co przyszłaś? - przesunął się bym mogła wejść do środka.
- Wstałam wcześniej więc pomyślałam, że wpadnę na chwilę. - powiedziałam ściągając buty.
- Spoko. Jak chcesz kawy albo herbaty to sobie zrób, a ja lecę się ubrać. - krzyknął wbiegając na górę po schodach. Muszę przyznać, że ma na prawdę ładny dom. Wczoraj dowiedziałam się, że mieszka sam więc nie bałam się, że kogoś obudzę. Ściany w całym domu było białe. W salonie na środku podłogi leżał duży czarny dywan, który idealnie pasował do jasnych paneli. Meble w całym pokoju były czerwone i białe ze szklanymi elementami. Cała jedna ściana salonu była szklana, więc docierało tu dużo światła. Kuchnia też była w nowoczesnym stylu, w tych samych barwach co salon.
Dobra, jestem. To co robimy? - na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek, a ja znowu spaliłam buraka.
- Jest już późno, nie zamierzam się spóźnić już w pierwszy dzień. - chwilę później byliśmy już w drodze do szkoły. Razem weszliśmy na dziedziniec, a wszystkie osoby skierowały na nas wzrok. Szybko wbiegłam do szkoły sprawdzając na planie jaką mam pierwszą lekcję. Była to fizyka. Najgorsza lekcja świata na początek dnia. Szkoda byłoby się spóźnić.
Stałam koło drzwi starając się nie zwracać na siebie uwagi, jednak po chwili podbiegła do mnie wysoka dziewczyna o długich, śnieżnobiałych włosach, a za nią z równie jasnymi włosami, chłopak ubrany dosyć nietypowo, bo w stylu wiktoriańskim.
- Hej! Ty jesteś Nadia? - w oczach dziewczyny skakały wesołe iskierki.
- Tak, w skrócie Nad. - uścisnęłam jej dłoń.
- Roza, a ten z tyłu to Lys. - pokazała na chłopaka. Był bardzo wysoki. A jego oczy miały różne barwy. Jedno było niemal złote, a drugie zielone.
- Lysander. - ucałował moją dłoń. No tego to ja się nie spodziewałam. Gatunek gentelmenów ponoć wymarł, a tu proszę. Rozalia przedstawiła mnie dziewczynom, później chłopakom. Poznałam Violettę, małą dziewczynę o fioletowych włosach, czarnoskórą Kim, rudowłosą Iris, Melanię, która pomaga Natanielowi, którego poznałam wczoraj. Z chłopaków poznałam Kentina, który niedawno wrócił ze szkoły wojskowej, bliźniaków - Armina, który jest zakochany po uszy w swojej konsoli i Alexa, który jest ogólnie bardzo żywiołowy, jego ubrania są w jaskrawych kolorach, a włosy wściekle niebieskie. Do tego nosi różowe soczewki kontaktowe.
- A to jest Kastiel, nasz szkolny gbur.. - nie zdążyła dokończyć.
- Znamy się. - przerwał jej chłopak.
- Eee... dobra nie wnikam. - dodała Roza, a po chwili rozległ się dźwięk dzwonka, więc udałyśmy się do klasy.
- Dzień dobry dzieci. Jako iż pan Farazowski zachorował nie będzie go dzisiaj w szkole. Ja nie mam uprawnień do nauczania was fizyki więc myślę, że sobie trochę pośpiewamy. Wszyscy po kolei. - powiedziała dziwnie mi się przyglądając. - Jesteś nową uczennicą? Wydaje mi się, że jeszcze cię tu nie widziałam. - dodała po chwili podchodząc do mojej ławki.
- Tak, nazywam się Nadia. - boże jak ja nienawidzę tak mówić. No ale dobre pierwsze wrażenie to podstawa.
- Rebeca Swon. Jestem nauczycielką muzyki, mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować. - uśmiechnęłam się na widok, że ona też chyba zbytnio nie przepada za takimi powitaniami. - No dobrze, a więc przejdźmy już do lekcji, zaczynając od pierwszej ławki, wszyscy śpiewają wybraną przez siebie piosenkę. - ulżyło mi. Przynajmniej tym razem mam szczęście i siedzę w ostatniej ławce.
Razem z Rozą słuchałyśmy śpiewających uczniów. Violetta ładnie zaśpiewała, ale trochę za cicho. Iris oraz Kim też dobrze poszło. Potem śpiewała, jak się dowiedziałam, przywódczyni szkolnych laleczek, a za razem siostra Nataniela - Amber. No śpiewem tego raczej nazwać nie można. Ale przejdźmy dalej. Następnym też dobrze poszło i nadeszła pora na 2 ostatnie ławki. Najpierw zaśpiewał Kastiel i muszę przyznać, że było całkiem dobrze. Nisko szło mu świetnie, tylko czasami nie wychodziło mu kiedy musiał zaśpiewać nieco wyżej. Następny był Lysander, który zaśpiewał zdecydowanie najlepiej. Ma bardzo melodyjny głos, ani razu nie zafałszował. Pani Swon musi go znać, bo nawet nie zapytała jaką piosenkę ma wybrać. Może Lys chodzi do niej na jakieś zajęcia. No i w końcu przyszła kolej na mnie. Dawno nie śpiewałam, ale mam nadzieję, że mój głos nadal jest w tak dobrej formie, jak przed śmiercią rodziców. Postanowiłam zaśpiewać jedną z moim ulubionych piosenek - If i die young.
[...]
Kiedy skończyłam w klasie zapadła cisza. Pytanie - było tak źle, czy tak dobrze?
Nikt nic nie powiedział, padło tylko pytanie o piosenkę Rozy. Kiedy skończyła śpiewać, jak z automatu zadzwonił dzwonek, a uczniowie zaczęli wychodzić na korytarz. Też miałam taki zamiar, lecz pani Swon poprosiła mnie jeszcze na chwilkę.
- Chodziłaś na jakieś lekcje śpiewu? - zapytała z uśmiechem.
- Tak, zanim się przeprowadziłam chodziłam do szkoły muzycznej na zajęcia.
- A grasz na jakimś instrumencie? - wyjęła z torebki jakiś zeszyt.
- Głównie na gitarze i fortepianie. - odpowiedziałam, a nauczycielka coś zanotowała.
- W takim razie zapraszam cię do klubu muzycznego. Masz naprawdę piękny głos, a Lysandrowi przydałby się ktoś do duetu. - czyli tak jak myślałam, Lysander śpiewa w szkolnym klubie. Z chęcią przyjęłam propozycję. Jeszcze chwilę rozmawiałyśmy o terminach zajęć, po czym udałam się na przerwę.
środa, 10 sierpnia 2016
Rozdział I
Około 7:00 rano obudził mnie dźwięk budzika. Nadszedł wielki dzień. Czemu wielki spytacie... Dzisiaj ma rozpocząć się moje ,,nowe życie''. Nadal nie mogę pogodzić się ze stratą. Zostawiłam dom, przyjaciół, chłopaka, szkołę, a przede wszystkim wspomnienia.
Niechętnie zwlokłam się z łóżka i udałam w stronę łazienki. Spojrzałam w lustro i ujrzałam średniego wzrostu, szczupłą dziewczynę o sięgających do pasa blond włosach, jasnej cerze i dużych, granatowych oczach. Szału nie ma. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam lekki makijaż i wróciłam do pokoju w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Zdecydowałam się na czarne przetarte jeansy oraz czerwoną koszulę w kratę.
Już z góry czuć było zapach naleśników przygotowywanych przez mojego braciszka.
- Cześć Erick. - przytuliłam brata, który właśnie nakładał jedzenie na talerze.
- Hejka Nad. Dzisiaj twój wielki dzień. - spojrzał na mnie i pocałował w czoło. Nie odpowiedziałam. Usiadłam do stołu i zaczęłam pochłaniać naleśniki. Ręce tak mi się trzęsły, że ledwo byłam w stanie utrzymać widelec. Wizja nowego początku bardzo mnie przeraża. Boję się, że już nigdy nie będzie jak kiedyś, że inni mnie nie zaakceptują.
- Boisz się? - zapytał Eric łapiąc mnie za wciąż trzęsącą się rękę. - Nie ma czego. W starym mieście wszyscy cię lubili. Baa.. kochali cię! Byłaś najpopularniejszą laską w szkole. W sumie się nie dziwię skoro jesteś taka ładna. Chyba mamy to w genach. - zażartował, jednak mi nie było do śmiechu.
O godzinie 9:00 miałam stawić się w szkole pozałatwiać do końca wszystkie formalności. Było dopiero nieco po 8:00 więc postanowiłam się przejść. Założyłam trampki, do uszu wsadziłam słuchawki i wyszłam z domu.
Już od jakiegoś czasu mieszkam w Paryżu więc dobrze znam miasto. Po paru minutach znalazłam się w parku. Usiadłam na ławce i wsłuchiwałam się w słowa mojej ulubionej piosenki. Było to
,,Fallen angel" - Black Veil Brides. Kiedyś słuchałam bardzo dużo muzyki. Właściwie to nie tylko słuchałam. Od dziecka uczęszczałam do szkoły muzycznej na zajęcia ze śpiewu oraz gry na gitarze. Jednak po śmierci rodziców nie myślałam zbytnio o dalszym rozwijaniu tych umiejętności.
Pogrążona w myślach siedziałam na ławce do momentu, w którym mój zegarek pokazał 8:30. Co prawda z parku do szkoły jest jakieś 10 minut ale nienawidzę się spóźniać. Po krótkiej wędrówce znalazłam się pod murami liceum o dosyć nietypowej nazwie - Słodki Amoris. No bynajmniej nie brzmi to jak nazwa liceum, prędzej jakiejś agencji towarzyskiej. No ale jak to się mówi - nie oceniajmy książki po okładce.
Przekroczyłam bramę i moim oczom ukazał się spory dziedziniec. Parę drzew, ławeczki, jakieś kwiatki i wejście na jakąś dużą salę, prawdopodobnie gimnastyczną. Ścieżką z kostki brukowej doszłam pod drzwi budynku o ścianach koloru różowego. Dyskryminacja chłopaków...- pomyślałam po czym weszłam przez szklane drzwi. Pewnie trwała teraz jakaś lekcja, bo korytarz był całkowicie opustoszały. Stały tam jedynie granatowe szafki oraz parę drewnianych ławeczek. Spojrzałam na mapę budynku znajdującą się zaraz koło wejścia w poszukiwaniu pokoju nauczycielskiego. Znajdował się on na końcu korytarza.
Delikatnie zapukałam do drzwi, a po chwili otworzyła mi starsza kobieta w różowym ubranku. Chyba już wiem kto nadał temu liceum taką piękną nazwę.
- Dzień dobry, jestem nową uczennicą. - wysiliłam się na uśmiech.
- Witaj cukiereczku, udaj się do Nataniela, głównego gospodarza, on wszystko ci wytłumaczy. - na słowo ,,cukiereczku" zrobiło mi się niedobrze. To już przesada. Dziwna nazwa, różowe ściany i jeszcze dyrektorka w całym różowym ubranku, która mówi do mnie jak do małego dziecka. To jest w końcu burdel, czy przedszkole? Nie zwracając już uwagi na nic więcej udałam się do pokoju gospodarzy, który znajdował się naprzeciwko.
Znów delikatnie zapukałam i po chwili usłyszałam ciche ,,proszę". Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się wysoki chłopak o blond włosach i ślicznych miodowych oczach. No proszę, najpierw prosiaczek, a teraz kubuś puchatek! Dobra, może przesadzam.
- Dzień dobry, szukam głównego gospodarza. - zapytałam, a chłopak wstał z krzesła i podał mi dłoń.
- Czyli szukasz mnie. Nazywam się Nataniel, a ty to... Nadia? - zapytał szperając w papierach.
- Tak. Przyszłam zapytać czy wszystkie dokumenty się zgadzają. - zapytałam, a blondyn znów spojrzał do mojej teczki.
- Mam już wszystko poza twoim aktualnym zdjęciem. - uśmiechnął się do mnie.
- Aaa, tak! - wyjęłam zdjęcie z tylnej kieszeni spodni.
- W takim razie, witamy w Słodkim Amorisie! Tu masz plan lekcji, klucz do szafki oraz listę potrzebnych podręczników. Od jutra zaczniesz lekcje w klasie 2A. - podał mi wszystkie rzeczy. Pożegnałam się z chłopakiem i wyszłam z pomieszczenia.
Dokładnie w momencie kiedy zamknęłam drzwi, zadzwonił dzwonek, a z klas zaczęli wychodzić uczniowie. Szybko udałam się w stronę wyjścia, by nie musieć się później przeciskać przez tłum. Kiedy wyszłam udałam się za budynek, żeby zapalić. Lubiłam to robić. Po chwili ujrzałam czerwonowłosego chłopaka zmierzającego w moim kierunku. Przyznam, że był bardzo przystojny. Przez koszulkę z logiem zespołu Winged Skull można było zobaczyć zarys wyrzeźbionych mięśni. Skurzana kurtka i spodnie z łańcuchem nadawały mu stylu typowego buntownika.
Podszedł i oparł się o murek obok mnie.
- Masz ogień? - spojrzał się na mnie swoimi czekoladowymi oczyma.
- No ładnie, taki Bad-Boy a swojego ognia nie nosi? - zaśmiałam się.
- Wygadana jak na nową. Kastiel. - podał mi dłoń, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Nadia, ale mów mi Nad. - uścisnęłam jego rękę, po czym podałam zapalniczkę. Wypaliłam papierosa do końca, lecz kiedy chciałam odejść, buntownik złapał mnie za nadgarstek.
- Nie idź jeszcze. Pokażę ci coś. - powiedział i zaczął prowadzić mnie dalej za budynek.
Weszliśmy po schodach. Kastiel otworzył drzwi jakimś małym kluczykiem.
- Zamknij oczy. - zalecił, a ja przysłoniłam je ręką. - już możesz otworzyć. - zdjęłam rękę z twarzy.
- Wow. - to było jedyne co przeszło mi przez usta. Znajdowaliśmy się na dachu liceum. Podeszłam do krawędzi i usiadłam tak aby wszystko widzieć. Z tej perspektywy Paryż wydawał się jeszcze piękniejszy.
Siedzieliśmy na dachu i rozmawialiśmy jeszcze przez parę godzin, o mojej i jego przeszłości. Okazało się, że mamy wiele wspólnego i spotkało nas podobne nieszczęście. Płakałam prawie cały czas opowiadając o moich rodzicach ale nie mogłam już tego dusić w sobie. Chłopak pocieszał mnie cały czas, przytulał, mówił, że to przeszłość. Przekonałam się, że pod skorupą Bad-boya kryje się wrażliwy chłopak. Około 20:00 udałam się do domu, a z racji tego, że Kastiel, jak się okazało, mieszka parę domów obok, postanowił mnie odprowadzić. Pożegnałam się z nim, po czym wbiegłam do domu marząc jedynie o odpoczynku. Wzięłam więc szybki prysznic i od razu położyłam się spać.
Niechętnie zwlokłam się z łóżka i udałam w stronę łazienki. Spojrzałam w lustro i ujrzałam średniego wzrostu, szczupłą dziewczynę o sięgających do pasa blond włosach, jasnej cerze i dużych, granatowych oczach. Szału nie ma. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam lekki makijaż i wróciłam do pokoju w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Zdecydowałam się na czarne przetarte jeansy oraz czerwoną koszulę w kratę.
Już z góry czuć było zapach naleśników przygotowywanych przez mojego braciszka.
- Cześć Erick. - przytuliłam brata, który właśnie nakładał jedzenie na talerze.
- Hejka Nad. Dzisiaj twój wielki dzień. - spojrzał na mnie i pocałował w czoło. Nie odpowiedziałam. Usiadłam do stołu i zaczęłam pochłaniać naleśniki. Ręce tak mi się trzęsły, że ledwo byłam w stanie utrzymać widelec. Wizja nowego początku bardzo mnie przeraża. Boję się, że już nigdy nie będzie jak kiedyś, że inni mnie nie zaakceptują.
- Boisz się? - zapytał Eric łapiąc mnie za wciąż trzęsącą się rękę. - Nie ma czego. W starym mieście wszyscy cię lubili. Baa.. kochali cię! Byłaś najpopularniejszą laską w szkole. W sumie się nie dziwię skoro jesteś taka ładna. Chyba mamy to w genach. - zażartował, jednak mi nie było do śmiechu.
O godzinie 9:00 miałam stawić się w szkole pozałatwiać do końca wszystkie formalności. Było dopiero nieco po 8:00 więc postanowiłam się przejść. Założyłam trampki, do uszu wsadziłam słuchawki i wyszłam z domu.
Już od jakiegoś czasu mieszkam w Paryżu więc dobrze znam miasto. Po paru minutach znalazłam się w parku. Usiadłam na ławce i wsłuchiwałam się w słowa mojej ulubionej piosenki. Było to
,,Fallen angel" - Black Veil Brides. Kiedyś słuchałam bardzo dużo muzyki. Właściwie to nie tylko słuchałam. Od dziecka uczęszczałam do szkoły muzycznej na zajęcia ze śpiewu oraz gry na gitarze. Jednak po śmierci rodziców nie myślałam zbytnio o dalszym rozwijaniu tych umiejętności.
Pogrążona w myślach siedziałam na ławce do momentu, w którym mój zegarek pokazał 8:30. Co prawda z parku do szkoły jest jakieś 10 minut ale nienawidzę się spóźniać. Po krótkiej wędrówce znalazłam się pod murami liceum o dosyć nietypowej nazwie - Słodki Amoris. No bynajmniej nie brzmi to jak nazwa liceum, prędzej jakiejś agencji towarzyskiej. No ale jak to się mówi - nie oceniajmy książki po okładce.
Przekroczyłam bramę i moim oczom ukazał się spory dziedziniec. Parę drzew, ławeczki, jakieś kwiatki i wejście na jakąś dużą salę, prawdopodobnie gimnastyczną. Ścieżką z kostki brukowej doszłam pod drzwi budynku o ścianach koloru różowego. Dyskryminacja chłopaków...- pomyślałam po czym weszłam przez szklane drzwi. Pewnie trwała teraz jakaś lekcja, bo korytarz był całkowicie opustoszały. Stały tam jedynie granatowe szafki oraz parę drewnianych ławeczek. Spojrzałam na mapę budynku znajdującą się zaraz koło wejścia w poszukiwaniu pokoju nauczycielskiego. Znajdował się on na końcu korytarza.
Delikatnie zapukałam do drzwi, a po chwili otworzyła mi starsza kobieta w różowym ubranku. Chyba już wiem kto nadał temu liceum taką piękną nazwę.
- Dzień dobry, jestem nową uczennicą. - wysiliłam się na uśmiech.
- Witaj cukiereczku, udaj się do Nataniela, głównego gospodarza, on wszystko ci wytłumaczy. - na słowo ,,cukiereczku" zrobiło mi się niedobrze. To już przesada. Dziwna nazwa, różowe ściany i jeszcze dyrektorka w całym różowym ubranku, która mówi do mnie jak do małego dziecka. To jest w końcu burdel, czy przedszkole? Nie zwracając już uwagi na nic więcej udałam się do pokoju gospodarzy, który znajdował się naprzeciwko.
Znów delikatnie zapukałam i po chwili usłyszałam ciche ,,proszę". Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się wysoki chłopak o blond włosach i ślicznych miodowych oczach. No proszę, najpierw prosiaczek, a teraz kubuś puchatek! Dobra, może przesadzam.
- Dzień dobry, szukam głównego gospodarza. - zapytałam, a chłopak wstał z krzesła i podał mi dłoń.
- Czyli szukasz mnie. Nazywam się Nataniel, a ty to... Nadia? - zapytał szperając w papierach.
- Tak. Przyszłam zapytać czy wszystkie dokumenty się zgadzają. - zapytałam, a blondyn znów spojrzał do mojej teczki.
- Mam już wszystko poza twoim aktualnym zdjęciem. - uśmiechnął się do mnie.
- Aaa, tak! - wyjęłam zdjęcie z tylnej kieszeni spodni.
- W takim razie, witamy w Słodkim Amorisie! Tu masz plan lekcji, klucz do szafki oraz listę potrzebnych podręczników. Od jutra zaczniesz lekcje w klasie 2A. - podał mi wszystkie rzeczy. Pożegnałam się z chłopakiem i wyszłam z pomieszczenia.
Dokładnie w momencie kiedy zamknęłam drzwi, zadzwonił dzwonek, a z klas zaczęli wychodzić uczniowie. Szybko udałam się w stronę wyjścia, by nie musieć się później przeciskać przez tłum. Kiedy wyszłam udałam się za budynek, żeby zapalić. Lubiłam to robić. Po chwili ujrzałam czerwonowłosego chłopaka zmierzającego w moim kierunku. Przyznam, że był bardzo przystojny. Przez koszulkę z logiem zespołu Winged Skull można było zobaczyć zarys wyrzeźbionych mięśni. Skurzana kurtka i spodnie z łańcuchem nadawały mu stylu typowego buntownika.
Podszedł i oparł się o murek obok mnie.
- Masz ogień? - spojrzał się na mnie swoimi czekoladowymi oczyma.
- No ładnie, taki Bad-Boy a swojego ognia nie nosi? - zaśmiałam się.
- Wygadana jak na nową. Kastiel. - podał mi dłoń, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Nadia, ale mów mi Nad. - uścisnęłam jego rękę, po czym podałam zapalniczkę. Wypaliłam papierosa do końca, lecz kiedy chciałam odejść, buntownik złapał mnie za nadgarstek.
- Nie idź jeszcze. Pokażę ci coś. - powiedział i zaczął prowadzić mnie dalej za budynek.
Weszliśmy po schodach. Kastiel otworzył drzwi jakimś małym kluczykiem.
- Zamknij oczy. - zalecił, a ja przysłoniłam je ręką. - już możesz otworzyć. - zdjęłam rękę z twarzy.
- Wow. - to było jedyne co przeszło mi przez usta. Znajdowaliśmy się na dachu liceum. Podeszłam do krawędzi i usiadłam tak aby wszystko widzieć. Z tej perspektywy Paryż wydawał się jeszcze piękniejszy.
Siedzieliśmy na dachu i rozmawialiśmy jeszcze przez parę godzin, o mojej i jego przeszłości. Okazało się, że mamy wiele wspólnego i spotkało nas podobne nieszczęście. Płakałam prawie cały czas opowiadając o moich rodzicach ale nie mogłam już tego dusić w sobie. Chłopak pocieszał mnie cały czas, przytulał, mówił, że to przeszłość. Przekonałam się, że pod skorupą Bad-boya kryje się wrażliwy chłopak. Około 20:00 udałam się do domu, a z racji tego, że Kastiel, jak się okazało, mieszka parę domów obok, postanowił mnie odprowadzić. Pożegnałam się z nim, po czym wbiegłam do domu marząc jedynie o odpoczynku. Wzięłam więc szybki prysznic i od razu położyłam się spać.
Prolog
Nadia Black. Kiedyś otwarta dziewczyna. Znana i lubiana. Kochająca imprezować, bawić się. Ludzie podziwiali ją za tak optymistyczne podejście do życia. Nie dziwi mnie to. Miała wszystko, przyjaciół, pieniądze, w miłości też dobrze jej się wiodło. Jednak pewnego dnia, jej życie kompletnie się zmieniło. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Ona oraz jej brat Eric cudem przeżyli. Dziewczyna zamknęła się w sobie, całkiem się zmieniła. Minęło dobrych parę miesięcy nim rodzeństwo doszło do siebie po tragedii. Jako iż Eric był dorosły, przeprowadzili się jak najdalej, dokładnie do Paryża, by zacząć nowe życie. Czy Nadia znów się otworzy? Czy poradzi sobie w nowym miejscu, nowej szkole, w innym otoczeniu? Czas pokaże.
Subskrybuj:
Posty (Atom)