Między nami - miłość i muzyka
piątek, 7 października 2016
Przerwa :(
Przepraszam, że tak długo mnie nie ma, ale nie mam zbytnio weny ani czasu na pisanie :( Nie wiem kiedy wrócę. Mam nadzieję, że nie będzie to trwało zbyt długo. Do zobaczenia, nie wiem kiedy ;c
piątek, 2 września 2016
Ogłoszenie parafialne #1
Hej, przepraszam, że nie ma rozdziału, ale pracuję i nie mam zbyt dużo czasu. Aktualnie jestem w trakcie pisania one-shota. Pojawi się jutro, może za dwa dni. Rozdział też wejdzie na dniach. Dziękuję za ponad 1300 wyświetleń, no i to chyba tyle :D Do zobaczenia!
KastielxNad - One Shot cz.1/2
Wiem, że krótko, ale nie mam czasu napisać dzisiaj więcej, a i tak od dawna nic nie wstawiłam. Za parę dni pojawi się druga część. Pozdrawiam c;
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się wcześnie rano. Za wcześnie... Była dopiero 5:30, a lekcje zaczynam o 9:00. Świetnie. Podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się w swoje odbicie. Świetnie, dzisiaj walentynki, a ja wyglądam jak gówno. W sumie jebać, i tak nie mam się komu podobać. Wykonałam lekki makijaż, starając się ukryć sine wory pod oczami. Założyłam czarną, obcisłą koszulkę z logiem Three Days Grace, a na nią koszulę w czerwoną kratę, do tego białe jeansy. Ruszyłam zrobić sobie coś do jedzenia.
- Eric? Nie spisz już? Przecież nie ma nawet 6:00 - zdziwiłam się widząc go w kuchni.
- Poznałem niezłą dupę i o 9:00 idę się z nią spotkać to pomyślałem, że przydałoby się trochę odpicować - zaśmiał się. Widać ma lepsze powodzenie ode mnie. Chłopak zrobił mi kawę i usiedliśmy na kanapie.
- A ty? Masz coś zaplanowane? Dzisiaj w końcu walentynki. - uśmiechnął się zawadiacko.
- Pff... kto by mnie chciał. Znając życie wyląduję na kanapie z lodami.
- Zobaczymy - powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
- Co masz na myśli?
- Może ktoś się znajdzie. Tylko wiesz, jak coś to się zabezpieczajcie, bo później może być problem
- Ciekawe niby z kim, ostatnio prawie w ogóle z nikim nie rozmawiam - spojrzałam na niego, a on pokręcił głowa z dezaprobatą. No nic. Wzięłam się za robienie śniadania. Wyjęłam z szafki potrzebne składniki i zaczęłam smażyć naleśniki.
- Smacznego - powiedziałam kładąc danie na stole. Nie minęła chwila, a talerz był pusty. Eric pozmywał naczynia, a ja poszłam do swojego pokoju. Do rozpoczęcia lekcji zostały mi jeszcze ponad dwie godziny. Wzięłam więc słuchawki i usiadłam na łóżku. Piosenki Nickelback leciały jedna po drugiej, nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
Otworzyłam oczy i momentalnie oprzytomniałam.
- O kurwa - spojrzałam na zegarek. No nieźle, już po 10. Szybko się ogarnęłam i ruszyłam w stronę szkoły. Biegłam praktycznie całą drogę. Zdyszana wleciałam do budynku.
- Świetnie, Eric mnie zabije - pomyślałam. Udałam się w stronę sali matematycznej, w której odbywała się lekcja.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam nawet nie patrząc w stronę nauczyciela. Rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu wolnego miejsca. Koło Rozy siedzi Lys, Armin też nie jest sam, Alexy wydurnia się z Kentinem. W ostatniej ławce siedział Kas, właściwie to leżał. Podeszłam do ławki, a chłopak nawet nie zwrócił na mnie uwagi. No w sumie to ciężko, żeby mnie zauważył skoro spał xd Usiadłam na wolnym krześle, założyłam słuchawki i zaczęłam coś bazgrać w zeszycie.
Niedługo później zadzwonił dzwonek oznaczający przerwę.
- Kastiel wstawaj - szturchnęłam chłopaka.
- Spierdalaj Faraz - wymamrotał, oparł głowę o dłoń.
- Kto jak kto, ale ja go chyba nie przypominam - zaśmiałam się.
- Gówno mnie obchodzi kim... O kurwa! Przepraszam Nad.
- Haha, no spoko. Wstawaj, lekcja się skończyła 10 minut temu.
Wyszliśmy razem z budynku i udaliśmy się na dach. Usiadłam na krawędzi, a chłopak koło mnie.
- Chcesz? - wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Przytaknęłam i wzięłam jednego.
- Nadia... - przerwałam mu.
- Proszę, mów Nad, dobrze wiesz, że nienawidzę pełnego imienia.
- No dobra... Nad, mam pytanie - spojrzał na mnie.
- Wal śmiało.
- Dzisiaj w szkole ma odbyć się bal, w końcu są walentynki, no i chciałem cię zaprosić - mi się zdaje czy on się zarumienił? Awww. - Zgadzasz się? - zaraz, zaraz to on tak na serio?
- Ty tak na serio? Kastiel i bal, w szkole, ja pierdole co się dzieje - zaśmiałam się. - Jakbym mogła odmówić - powiedziałam.
- No to przyjdę po ciebie o 19:00, ubierz się ładnie - uśmiechnął się.
- Sugerujesz, że normalnie źle wyglądam? - udałam obrażoną.
- Oj przepraszam, wiesz przecież, że nie to miałem na myśli - czekajcie...
- Czy ty właśnie powiedziałeś - przepraszam? Kurwa, serio dzisiaj coś z tobą nie tak - dotknęłam jego czoła, ale nie miał gorączki. Chwilę później zadzwonił dzwonek, wstałam i udałam się w stronę drzwi. Poczułam uścisk na nadgarstku i odwróciłam się w stronę chłopaka. Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. Moje policzki przybrały barwę pomidorka.
- Ładnie ci pachną włosy - serio? xd
- Pff, debil - odepchnęłam go i otworzyłam drzwi.
- Serio chce ci się iść na lekcje? Zostało jakieś 20 minut.
- W przeciwieństwie do ciebie mam zamiar zdać w tym roku - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę klasy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się wcześnie rano. Za wcześnie... Była dopiero 5:30, a lekcje zaczynam o 9:00. Świetnie. Podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się w swoje odbicie. Świetnie, dzisiaj walentynki, a ja wyglądam jak gówno. W sumie jebać, i tak nie mam się komu podobać. Wykonałam lekki makijaż, starając się ukryć sine wory pod oczami. Założyłam czarną, obcisłą koszulkę z logiem Three Days Grace, a na nią koszulę w czerwoną kratę, do tego białe jeansy. Ruszyłam zrobić sobie coś do jedzenia.
- Eric? Nie spisz już? Przecież nie ma nawet 6:00 - zdziwiłam się widząc go w kuchni.
- Poznałem niezłą dupę i o 9:00 idę się z nią spotkać to pomyślałem, że przydałoby się trochę odpicować - zaśmiał się. Widać ma lepsze powodzenie ode mnie. Chłopak zrobił mi kawę i usiedliśmy na kanapie.
- A ty? Masz coś zaplanowane? Dzisiaj w końcu walentynki. - uśmiechnął się zawadiacko.
- Pff... kto by mnie chciał. Znając życie wyląduję na kanapie z lodami.
- Zobaczymy - powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
- Co masz na myśli?
- Może ktoś się znajdzie. Tylko wiesz, jak coś to się zabezpieczajcie, bo później może być problem
- Ciekawe niby z kim, ostatnio prawie w ogóle z nikim nie rozmawiam - spojrzałam na niego, a on pokręcił głowa z dezaprobatą. No nic. Wzięłam się za robienie śniadania. Wyjęłam z szafki potrzebne składniki i zaczęłam smażyć naleśniki.
- Smacznego - powiedziałam kładąc danie na stole. Nie minęła chwila, a talerz był pusty. Eric pozmywał naczynia, a ja poszłam do swojego pokoju. Do rozpoczęcia lekcji zostały mi jeszcze ponad dwie godziny. Wzięłam więc słuchawki i usiadłam na łóżku. Piosenki Nickelback leciały jedna po drugiej, nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
Otworzyłam oczy i momentalnie oprzytomniałam.
- O kurwa - spojrzałam na zegarek. No nieźle, już po 10. Szybko się ogarnęłam i ruszyłam w stronę szkoły. Biegłam praktycznie całą drogę. Zdyszana wleciałam do budynku.
- Świetnie, Eric mnie zabije - pomyślałam. Udałam się w stronę sali matematycznej, w której odbywała się lekcja.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam nawet nie patrząc w stronę nauczyciela. Rozejrzałam się po klasie w poszukiwaniu wolnego miejsca. Koło Rozy siedzi Lys, Armin też nie jest sam, Alexy wydurnia się z Kentinem. W ostatniej ławce siedział Kas, właściwie to leżał. Podeszłam do ławki, a chłopak nawet nie zwrócił na mnie uwagi. No w sumie to ciężko, żeby mnie zauważył skoro spał xd Usiadłam na wolnym krześle, założyłam słuchawki i zaczęłam coś bazgrać w zeszycie.
Niedługo później zadzwonił dzwonek oznaczający przerwę.
- Kastiel wstawaj - szturchnęłam chłopaka.
- Spierdalaj Faraz - wymamrotał, oparł głowę o dłoń.
- Kto jak kto, ale ja go chyba nie przypominam - zaśmiałam się.
- Gówno mnie obchodzi kim... O kurwa! Przepraszam Nad.
- Haha, no spoko. Wstawaj, lekcja się skończyła 10 minut temu.
Wyszliśmy razem z budynku i udaliśmy się na dach. Usiadłam na krawędzi, a chłopak koło mnie.
- Chcesz? - wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Przytaknęłam i wzięłam jednego.
- Nadia... - przerwałam mu.
- Proszę, mów Nad, dobrze wiesz, że nienawidzę pełnego imienia.
- No dobra... Nad, mam pytanie - spojrzał na mnie.
- Wal śmiało.
- Dzisiaj w szkole ma odbyć się bal, w końcu są walentynki, no i chciałem cię zaprosić - mi się zdaje czy on się zarumienił? Awww. - Zgadzasz się? - zaraz, zaraz to on tak na serio?
- Ty tak na serio? Kastiel i bal, w szkole, ja pierdole co się dzieje - zaśmiałam się. - Jakbym mogła odmówić - powiedziałam.
- No to przyjdę po ciebie o 19:00, ubierz się ładnie - uśmiechnął się.
- Sugerujesz, że normalnie źle wyglądam? - udałam obrażoną.
- Oj przepraszam, wiesz przecież, że nie to miałem na myśli - czekajcie...
- Czy ty właśnie powiedziałeś - przepraszam? Kurwa, serio dzisiaj coś z tobą nie tak - dotknęłam jego czoła, ale nie miał gorączki. Chwilę później zadzwonił dzwonek, wstałam i udałam się w stronę drzwi. Poczułam uścisk na nadgarstku i odwróciłam się w stronę chłopaka. Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. Moje policzki przybrały barwę pomidorka.
- Ładnie ci pachną włosy - serio? xd
- Pff, debil - odepchnęłam go i otworzyłam drzwi.
- Serio chce ci się iść na lekcje? Zostało jakieś 20 minut.
- W przeciwieństwie do ciebie mam zamiar zdać w tym roku - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę klasy.
czwartek, 25 sierpnia 2016
Rozdział VII
Dzień zapowiada się znakomicie. Leżymy z Kastielem na polanie za miastem. Jest wyjątkowo ciepło, a na niebie nie widać żadnej chmury. Kompletną ciszę przerywa tylko śpiew ptaków. Cały czas czuję na sobie wzrok przyjaciela. Uśmiecha się, jednak w jego oczach widzę, że nie wszystko jest w porządku.
- Wszystko dobrze? - pytam.
- Ech... jest jedna sprawa, ale będziesz się ze mnie śmiała.
- Nie będę, obiecuję.
- Bo... ja się zakochałem - spojrzałam na niego zszokowana.
- T-Tak? W kim? - zawsze chciałam jego szczęścia, jednak poczułam ukłucie w sercu.
- W tobie Nad - oboje byliśmy czerwoni jak buraczki.
- Udowodnij - powiedziałam, a on złapał mnie za uda, podniósł i posadził na motorze. Jest na prawdę silny, w końcu wcale nie ważę dużo mniej od niego. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a chłopak ujął w dłoń mój podbródek i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Moim pierwszym pocałunku.
- Kocham cię Kas...
- Nad obudź się w końcu - ktoś krzyczał mi prosto do ucha. - Halo, no wstawaj - otworzyłam oczy i ujrzałam Rozalię. Świetnie, wspomnienia nękają mnie nawet w czasie snu.
- No dobra już - podniosłam się do siadu.
- Opowiesz mi co ci się śniło? - zapytała białowłosa.
- Skąd wiesz, że coś mi się śniło?
- Darłaś się przez sen, że kochasz Kastiela - spojrzała na mnie z iskierkami w oczach.
- Ech.. zwykłe wspomnienie z dzieciństwa. - Opowiedziałam jej o wszystkim, a ona tylko sypała teksatmi typu ,,Omg ale to słodkie".
- Nie mówiłaś, że kiedyś byliście razem.
- Bo nie było o czym mówić, dzień później wyjechał bez słowa i znalazłam go dopiero teraz. Na początku nawet nie przyszło mi na myśl, że to on. - Skończyłyśmy rozmawiać i zeszłyśmy na dół. Leo przygotowywał śniadanie.
- Nad, zawołasz Lysandra? Ma sypialnię na przeciwko Rozy - poprosił mnie.
Ruszyłam w górę po schodach i poszłam w stronę sypialni chłopaka. Zapukałam, lecz nikt nie odpowiedział. Krzyknęłam, że wchodzę, po czym otworzyłam drzwi. Chłopak stał przy oknie pogrążony w myślach.
Podeszłam do niego i położyłam rękę na jego ramieniu. Po chwili odwrócił się i uśmiechnął.
- Witaj Nad - ucałował moją dłoń.
- Witaj. Leo prosił, żebym cię zawołała na śniadanie - uśmiechnęłam się.
- Dobrze, przebiorę się i przyjdę - powiedział, a ja wyszłam z pokoju.
Zjedliśmy przygotowany posiłek. Oświadczyłam, że pozmywam, jednak Lysander upierał się, że sam sobie poradzi. W końcu poszliśmy na kompromis i zmywaliśmy razem, przy okazji rozmawiając. Kiedy skończyliśmy było już po jedenastej i postanowiliśmy pojechać odwiedzić Kastiela.
Jedna z pielęgniarek powiedziała nam, na której sali leży nasz przyjaciel. Z uwagi na rozmiar szpitala, oraz orientację w terenie Lysandra, szukanie pomieszczenia zajęło nam dobre pół godziny. Otworzyłam białe drzwi z numerem 83. Chłopak słysząc dźwięk otwieranych drzwi odwrócił się i uśmiechnął.
- Już myślałem, że o mnie zapomnieliście - uśmiechnął się łobuzersko.
- No niestety, będziesz musiał jeszcze trochę z nami wytrzymać - przytuliłam go.
- Jak się czujesz? - wtrącił białowłosy.
- Bywało lepiej. - Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy praktycznie cały dzień. Była już 19:00, kiedy Lysander zaczął się zbierać. Pożegnał się z nami i wyszedł.
- Ty też już lepiej idź. Jak cię pielęgniarka zobaczy to skończysz na sali obok - zaśmiał się.
- Nigdzie się nie ruszam. Jak będzie szła to się schowam do szafki na ubrania. - Jak powiedziałam tak zrobiłam.
Siedziałam w mojej kryjówce jakieś dziesięć minut, podczas kiedy starsza kobieta zmieniała chłopakowi opatrunki. Kiedy dał mi znak, że mogę już wyjść, kopnęłam drzwiczki, które z hukiem uderzyły o ścianę.
- W końcu, ile można zmieniać człowiekowi bandaże - zirytowałam się. Wygłupialiśmy się do późna, opowiadaliśmy historie z dzieciństwa, aż w końcu, zmęczeni wtuliliśmy się w siebie nawzajem i zasnęliśmy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Coś dużo dialogów w tym rozdziale xd No ale samo tak wyszło. Przy okazji dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! Do następnego c;
środa, 24 sierpnia 2016
Rozdział VI
Zamknęłam oczy nie mogąc patrzeć jak lekarz reanimuje mojego przyjaciela. Po 15 minutach ciągłej walki o jego życie zaczynałam tracić nadzieję. Z każdą chwilą płakałam coraz bardziej.
- Oddycha! - usłyszałam głos mężczyzny, a mój płacz przerodził się w łzy radości. Nie wiem co bym zrobiła gdyby... Dobra nie ważne, przestań tak myśleć. Napisałam SMS'a do Lysandra, w końcu on o niczym nie wie.
Karetka zatrzymała się przed szpitalem, a tylne drzwi otworzyły się z hukiem. Ratownicy zawieźli chłopaka do budynku, a ja pobiegłam za nimi.
- Richard? Co z nim? - Podbiegł do nas lekarz.
- Potrącony przez samochód. Reanimowałem go w karetce, stracił dużo krwi.
- Na salę z nim, może mieć wylew - zarządził, po czym zwrócił się do mnie.
- Ile chłopak ma lat?
- Siedemnaście.
- Potrzebuję zgody rodzica na operację, jest nieletni. Możesz się z kimś skontaktować?
- On nie ma nikogo bliskiego - odpowiedziałam, a lekarz spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Ech.. może nie jesteś z rodziny, ale skoro tu przyjechałaś musisz być mu bliska? Jeśli nie ma nikogo innego, to ciebie zapytam o zgodę.
- Niech pan po prostu nie pozwoli mu umrzeć - powiedziałam, na co mężczyzna przytaknął i pobiegł w stronę, w którą zabrano chłopaka. Usiadłam w poczekalni.
Po paru minutach zjawił się Lys. Zaczęłam mu opowiadać o całej sytuacji.
[...]
- No ale jak to się w ogóle stało, że on wybiegł na ulicę? - zapytał białowłosy.
- Znaliśmy się z Kastielem jeszcze w dzieciństwie, nie poznałam go, a on mnie. Za sprawą mojego brata Erica wszystko sobie wyjaśniliśmy. Kiedyś byliśmy bardzo blisko, ale Kas nagle wyjechał bez słowa. Bardzo za nim tęskniłam. Żałował, że mnie zranił, płakał i przepraszał. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a on wybiegł z mieszkania i... - Nie zdołałam dokończyć. Po moich policzkach znów lały się strumienie łez. Lysander widząc w jakim jestem stanie, podszedł i mocno mnie przytulił. Po chwili ciszy postanowiliśmy pójść po coś do picia.
Usiedliśmy przy małym barze i zamówiliśmy sobie kawy. Chwilę ciszy przerwał mój dzwoniący telefon. ,Rozalia, - imię przyjaciółki pojawiło się na wyświetlaczu, odebrałam.
- Hej Nad jest sprawa.
- Hej Rozuś, o co chodzi?
- Lysiek wybiegł z domu i nie wiemy gdzie jest, a nie odbiera.
- Właśnie siedzi koło mnie i pije kawę.
- Jak to?! Gdzie?
- W szpitalu, Kastiel miał... wypadek.
- Co? Jaki wypadek? - sypała pytaniami.
- Ech... nie wytłumaczę ci przez telefon.
- Rozumiem, będę za jakieś pół godziny, papa.
- Pa. - Rozłączyłam się i spojrzałam na Lysandra.
- Roza do nas jedzie. Mogłeś im przynajmniej powiedzieć gdzie idziesz, martwili się.
- Przepraszam, od razu jak napisałaś to wybiegłem z domu - odpowiedział kończąc swoją kawę.
Wróciliśmy do poczekalni z nadzieją, że dostaniemy jakieś informacje na temat stanu przyjaciela, ale nikt nie chciał nam nic powiedzieć. Usiedliśmy na krzesełkach i czekaliśmy na pojawienie się Rozalii. Jakieś 20 minut później zjawiła się wraz z Leo. Wytłumaczyłam im wszystko od samego początku. Lysander cały czas siedział cicho i tępo patrzył w podłogę. Roza chodziła nerwowo w kółko co chwila zadając mi pytania, a Leight opierał się o ścianę. Chwilę później zza drzwi wyszedł lekarz, a my wręcz się na niego rzuciliśmy.
- Co z nim? - zapytałam.
- Chodźmy do mojego gabinetu, tam porozmawiamy na spokojnie - powiedział. po czym udaliśmy się za nim. Po chwili mężczyzna otworzył granatowe drzwi, a naszym oczom ukazał się mały. schludny pokoik z biurkiem na środku i paroma fotelami.
- Siadajcie. - wskazał na fotele, a sam usiadł na swoim miejscu. - Sytuacja chłopaka była na prawdę ciężka, gdyby nie szybkie wezwanie karetki, prawdopodobnie by tego nie przeżył. Zatamowaliśmy wylew, jednak stracił bardzo dużo krwi. Na dodatek połamał kilka żeber. Ale jest jeszcze jedna sprawa - spojrzał na mnie. - Ty byłaś na miejscu wypadku i wiesz, że kierowca zbiegł z miejsca wrażenia. Nie został jeszcze złapany. Widziałaś co to był za samochód?
- Czerwony citroen, nie zapamiętałam numeru rejestracyjnego, ale był z Paryża - powiedziałam.
- Kiedy będziemy mogli odwiedzić przyjaciela? - wtrącił białowłosy.
- Jutro po porannym obchodzie, między godziną dziesiątą, a osiemnastą. - odpowiedział lekarz. Podziękowaliśmy za informacje i wyszliśmy na korytarz. Zegar wskazywał 2:17 w nocy.
Wszyscy ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- No to cześć. - Już miałam ruszyć w swoją stronę, kiedy białowłosa złapała mnie za nadgarstek.
- A ty gdzie się wybierasz? Jest po drugiej, twój brat już pewnie śpi, a założę się, że nie masz przy sobie kluczy. Chodź, przenocujesz u nas.
- Nie chcę wam robić kłopotu.
- Nie ma problemu, założę się, że chłopaki nie mają nic przeciwko - spojrzała na nich a oni tylko przytaknęli.
- Dziękuję - przytuliłam dziewczynę.
- Witam w naszych skromnych progach. - Razem z Rozalią weszłam do mieszkania. Tak jak się spodziewałam, urządzone w stylu wiktoriańskim. Wszędzie czysto i przytulnie. Białowłosa pokazała mi cały parter, po czym zaprowadziła do swojej sypialni. Muszę przyznać byłam pod wrażeniem. Wszystko idealnie do siebie pasowało. Czerwone ściany i jasne panele. Dużo okien i śliczne dwuosobowe łóżko z ciemnego drewna na środku pokoju. Przy jednej ze ścian znajdowało się jeszcze biurko, a na przeciwległej ogromna szafa. Biorąc pod uwagę liczbę ubrań Rozalii, jej rozmiar nie powinien mnie wcale dziwić. Koło szafy znajdowało się przejście do małej łazienki, a na przeciwko wejścia do pokoju, szklane drzwi prowadzące na balkon.
- Idziesz zapalić? - zapytała białowłosa.
- Pewnie. - Wyszłyśmy na balkon. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i poczęstowała mnie jednym. Oparłam się o barierkę i podziwiałam okolicę zaciągając się dymem. Po moich policzkach, już nie wiem który raz, zaczęły lecieć łzy.
- Nad, wszystko dobrze? - zapytała.
- Martwię się.
- Nie ma o co. Zobaczysz wszystko się ułoży. A teraz śmigaj do łazienki, zmyj te czarne smugi z policzków i nie płacz już więcej - uśmiechnęła się. Zrobiłam jak prosiła, wzięłam prysznic, następnie przebrałam się w koszulkę Rozy, którą dała mi jako piżamę i położyłam się koło niej na łóżku. Nie minęło dużo czasu, zanim moje powieki stały się ciężkie i oddałam się w ręce Morfeusza.
- Oddycha! - usłyszałam głos mężczyzny, a mój płacz przerodził się w łzy radości. Nie wiem co bym zrobiła gdyby... Dobra nie ważne, przestań tak myśleć. Napisałam SMS'a do Lysandra, w końcu on o niczym nie wie.
Karetka zatrzymała się przed szpitalem, a tylne drzwi otworzyły się z hukiem. Ratownicy zawieźli chłopaka do budynku, a ja pobiegłam za nimi.
- Richard? Co z nim? - Podbiegł do nas lekarz.
- Potrącony przez samochód. Reanimowałem go w karetce, stracił dużo krwi.
- Na salę z nim, może mieć wylew - zarządził, po czym zwrócił się do mnie.
- Ile chłopak ma lat?
- Siedemnaście.
- Potrzebuję zgody rodzica na operację, jest nieletni. Możesz się z kimś skontaktować?
- On nie ma nikogo bliskiego - odpowiedziałam, a lekarz spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Ech.. może nie jesteś z rodziny, ale skoro tu przyjechałaś musisz być mu bliska? Jeśli nie ma nikogo innego, to ciebie zapytam o zgodę.
- Niech pan po prostu nie pozwoli mu umrzeć - powiedziałam, na co mężczyzna przytaknął i pobiegł w stronę, w którą zabrano chłopaka. Usiadłam w poczekalni.
Po paru minutach zjawił się Lys. Zaczęłam mu opowiadać o całej sytuacji.
[...]
- No ale jak to się w ogóle stało, że on wybiegł na ulicę? - zapytał białowłosy.
- Znaliśmy się z Kastielem jeszcze w dzieciństwie, nie poznałam go, a on mnie. Za sprawą mojego brata Erica wszystko sobie wyjaśniliśmy. Kiedyś byliśmy bardzo blisko, ale Kas nagle wyjechał bez słowa. Bardzo za nim tęskniłam. Żałował, że mnie zranił, płakał i przepraszał. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a on wybiegł z mieszkania i... - Nie zdołałam dokończyć. Po moich policzkach znów lały się strumienie łez. Lysander widząc w jakim jestem stanie, podszedł i mocno mnie przytulił. Po chwili ciszy postanowiliśmy pójść po coś do picia.
Usiedliśmy przy małym barze i zamówiliśmy sobie kawy. Chwilę ciszy przerwał mój dzwoniący telefon. ,Rozalia, - imię przyjaciółki pojawiło się na wyświetlaczu, odebrałam.
- Hej Nad jest sprawa.
- Hej Rozuś, o co chodzi?
- Lysiek wybiegł z domu i nie wiemy gdzie jest, a nie odbiera.
- Właśnie siedzi koło mnie i pije kawę.
- Jak to?! Gdzie?
- W szpitalu, Kastiel miał... wypadek.
- Co? Jaki wypadek? - sypała pytaniami.
- Ech... nie wytłumaczę ci przez telefon.
- Rozumiem, będę za jakieś pół godziny, papa.
- Pa. - Rozłączyłam się i spojrzałam na Lysandra.
- Roza do nas jedzie. Mogłeś im przynajmniej powiedzieć gdzie idziesz, martwili się.
- Przepraszam, od razu jak napisałaś to wybiegłem z domu - odpowiedział kończąc swoją kawę.
Wróciliśmy do poczekalni z nadzieją, że dostaniemy jakieś informacje na temat stanu przyjaciela, ale nikt nie chciał nam nic powiedzieć. Usiedliśmy na krzesełkach i czekaliśmy na pojawienie się Rozalii. Jakieś 20 minut później zjawiła się wraz z Leo. Wytłumaczyłam im wszystko od samego początku. Lysander cały czas siedział cicho i tępo patrzył w podłogę. Roza chodziła nerwowo w kółko co chwila zadając mi pytania, a Leight opierał się o ścianę. Chwilę później zza drzwi wyszedł lekarz, a my wręcz się na niego rzuciliśmy.
- Co z nim? - zapytałam.
- Chodźmy do mojego gabinetu, tam porozmawiamy na spokojnie - powiedział. po czym udaliśmy się za nim. Po chwili mężczyzna otworzył granatowe drzwi, a naszym oczom ukazał się mały. schludny pokoik z biurkiem na środku i paroma fotelami.
- Siadajcie. - wskazał na fotele, a sam usiadł na swoim miejscu. - Sytuacja chłopaka była na prawdę ciężka, gdyby nie szybkie wezwanie karetki, prawdopodobnie by tego nie przeżył. Zatamowaliśmy wylew, jednak stracił bardzo dużo krwi. Na dodatek połamał kilka żeber. Ale jest jeszcze jedna sprawa - spojrzał na mnie. - Ty byłaś na miejscu wypadku i wiesz, że kierowca zbiegł z miejsca wrażenia. Nie został jeszcze złapany. Widziałaś co to był za samochód?
- Czerwony citroen, nie zapamiętałam numeru rejestracyjnego, ale był z Paryża - powiedziałam.
- Kiedy będziemy mogli odwiedzić przyjaciela? - wtrącił białowłosy.
- Jutro po porannym obchodzie, między godziną dziesiątą, a osiemnastą. - odpowiedział lekarz. Podziękowaliśmy za informacje i wyszliśmy na korytarz. Zegar wskazywał 2:17 w nocy.
Wszyscy ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- No to cześć. - Już miałam ruszyć w swoją stronę, kiedy białowłosa złapała mnie za nadgarstek.
- A ty gdzie się wybierasz? Jest po drugiej, twój brat już pewnie śpi, a założę się, że nie masz przy sobie kluczy. Chodź, przenocujesz u nas.
- Nie chcę wam robić kłopotu.
- Nie ma problemu, założę się, że chłopaki nie mają nic przeciwko - spojrzała na nich a oni tylko przytaknęli.
- Dziękuję - przytuliłam dziewczynę.
- Witam w naszych skromnych progach. - Razem z Rozalią weszłam do mieszkania. Tak jak się spodziewałam, urządzone w stylu wiktoriańskim. Wszędzie czysto i przytulnie. Białowłosa pokazała mi cały parter, po czym zaprowadziła do swojej sypialni. Muszę przyznać byłam pod wrażeniem. Wszystko idealnie do siebie pasowało. Czerwone ściany i jasne panele. Dużo okien i śliczne dwuosobowe łóżko z ciemnego drewna na środku pokoju. Przy jednej ze ścian znajdowało się jeszcze biurko, a na przeciwległej ogromna szafa. Biorąc pod uwagę liczbę ubrań Rozalii, jej rozmiar nie powinien mnie wcale dziwić. Koło szafy znajdowało się przejście do małej łazienki, a na przeciwko wejścia do pokoju, szklane drzwi prowadzące na balkon.
- Idziesz zapalić? - zapytała białowłosa.
- Pewnie. - Wyszłyśmy na balkon. Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów i poczęstowała mnie jednym. Oparłam się o barierkę i podziwiałam okolicę zaciągając się dymem. Po moich policzkach, już nie wiem który raz, zaczęły lecieć łzy.
- Nad, wszystko dobrze? - zapytała.
- Martwię się.
- Nie ma o co. Zobaczysz wszystko się ułoży. A teraz śmigaj do łazienki, zmyj te czarne smugi z policzków i nie płacz już więcej - uśmiechnęła się. Zrobiłam jak prosiła, wzięłam prysznic, następnie przebrałam się w koszulkę Rozy, którą dała mi jako piżamę i położyłam się koło niej na łóżku. Nie minęło dużo czasu, zanim moje powieki stały się ciężkie i oddałam się w ręce Morfeusza.
wtorek, 23 sierpnia 2016
Rozdział V
- Hej Nad, cześć Kastiel - powiedział Eric, a ja stałam jak wryta.
- Eric?! O boże nawet nie przyszło mi na myśl, że ta Nad, to Nad. Kurde strasznie się zmieniła - powiedział czerwonowłosy patrząc się na mnie.
- Możecie mi w końcu powiedzieć o co do cholery chodzi? I skąd wy się w ogóle znacie? - zapytałam, a oni złapali mnie za ramiona i zaprowadzili do salonu.
- Dobra zaczynając od tego skąd się znamy. Dziwi mnie to, że na prawdę nic nie pamiętasz, no ale skoro tak jest to ci wszystko przypomnimy. Kiedy mieszkaliśmy jeszcze z rodzicami mięliśmy sąsiadów, Michone i Adriana Evansów. Mieli syna, z którym się przyjaźniłaś, ale wyjechał. No i tak się składa, że to właśnie ta tutaj obecna ruda małpa to twój przyjaciel. Nie kojarzysz? - powiedział z niedowierzaniem Eric.
- No oczywiście, że pamiętam, ale oni mieli syna Kristofa, a nie Kastiela. - odpowiedziałam.
- Zmieniłem imię po śmierci rodziców - wtrącił czerwonowłosy. Jak mogłam go nie poznać. Teraz kiedy na niego patrzę, na prawdę wygląda znajomo. Nawet styl bycia ma podobny.
- Nie mogę w to uwierzyć. - To wszystko wydawało mi się nierealne.
- Więc sprawię, że uwierzysz - powiedział, po czym ściągnął koszulkę i wskazał dużą bliznę w kształcie litery "N". - Jakieś 4 lata temu, zabrałem motor taty i zabrałem cię na przejażdżkę. Pojechaliśmy na polanę za miastem. Rozmawialiśmy cały dzień, wygłupialiśmy się. Zanim pojechaliśmy z powrotem chciałem się popisać. Rozpędziłem się i próbowałem wyskoczyć motorem i zaliczyłem niezłą glebę. Pamiętam jak wtedy płakałaś. Zadzwoniłaś po moich rodziców i zawieźli nas do szpitala. Zszyli mi ranę akurat tak, że powstała z tego pierwsza litera twojego imienia. Powiedziałaś mi wtedy, że... - przerwałam mu. Po moich policzkach lały się łzy.
- Że to symbol naszej wiecznej przyjaźni - rzuciłam mu się na szyję. On też płakał, czułam jak cały się trzęsie. - Dlaczego wyjechałeś tak po prostu. Bez słowa, nawet się nie pożegnaliśmy. Wiesz ile płakałam? - zapytałam patrząc w jego niemal czarne oczy.
- Mój tata dostał pracę w Marsylii, powiedzieli mi o przeprowadzce 2 dni przed. Byłaś dla mnie jak siostra, nie wiedziałem jak się z tobą pożegnać i wyjechałem bez słowa. Mieszkałem tam dwa lata. Znów zacząłem grać na gitarze. Trochę śpiewałem i growlowałem. Dawałem małe koncerty w kawiarniach, aż na jednym poznałem dziewczynę. Przypominała mi ciebie, ale okazała się zupełnie inna. Zaufałem jej, a ona mnie zdradziła. Zraniła mnie tak samo, jak ja zraniłem ciebie - powiedział zaciskając pięści tak mocno, że zbielały mu kości. - Później zmarli moi rodzice. Wyjechałem do Paryża i zacząłem tu nowe życie. Zmieniłem imię, wygląd. Cały się zmieniłam, jednak jedna rzecz nie uległa zmianie. Nie zapomniałem o tobie. Nie mogłem, bo blizny nie znikają. - Pocałował mnie w mokry od łez policzek. - Przepraszam Nad, tak strasznie przepraszam - powiedział, po czym wybiegł z mieszkania.
Krzyczałam, żeby się zatrzymał, ale nie słuchał mnie. Patrzyłam jak się oddala i nagle zauważyłam nadjeżdżający samochód. Zbliżał się z każdą chwilą, by zaraz uderzyć w chłopaka. Uderzył z taką siłą, że przeleciał parę metrów i uderzył o asfalt. Kierowca minął go i zaczął odjeżdżać. Eric stał za mną i oglądał całe zajście. Pobiegłam w stronę Kastiela najszybciej jak mogłam. Pod jego ciałem utworzyła się ogromna kałuża krwi. Uklękłam koło niego i sprawdziłam czy oddycha. Żył. Eric zadzwonił na pogotowie. Chłopak ostatkiem sił złapał moją dłoń. Dotknęłam jego szyi i zesztywniałam nie potrafiąc wyczuć pulsu.
- Nie rób mi tego, proszę, nie zostawiaj mnie znowu... - W tym samym momencie pojawiła się karetka. Ratownicy wzięli Kastiela na nosze i wnieśli do środka.
- Przepraszam, mogę jechać z nim? - zapytałam jednego z ratowników.
- A jest pani kimś z rodziny? - spojrzał na mnie.
- Ja jestem jego... dziewczyną - skłamałam z nadzieją, że pozwoli mi jechać.
- No dobra... wsiadaj - powiedział i pomógł mi wejść do pojazdu. Po chwili drzwi się zamknęły, a karetka ruszyła do szpitala.
- Eric?! O boże nawet nie przyszło mi na myśl, że ta Nad, to Nad. Kurde strasznie się zmieniła - powiedział czerwonowłosy patrząc się na mnie.
- Możecie mi w końcu powiedzieć o co do cholery chodzi? I skąd wy się w ogóle znacie? - zapytałam, a oni złapali mnie za ramiona i zaprowadzili do salonu.
- Dobra zaczynając od tego skąd się znamy. Dziwi mnie to, że na prawdę nic nie pamiętasz, no ale skoro tak jest to ci wszystko przypomnimy. Kiedy mieszkaliśmy jeszcze z rodzicami mięliśmy sąsiadów, Michone i Adriana Evansów. Mieli syna, z którym się przyjaźniłaś, ale wyjechał. No i tak się składa, że to właśnie ta tutaj obecna ruda małpa to twój przyjaciel. Nie kojarzysz? - powiedział z niedowierzaniem Eric.
- No oczywiście, że pamiętam, ale oni mieli syna Kristofa, a nie Kastiela. - odpowiedziałam.
- Zmieniłem imię po śmierci rodziców - wtrącił czerwonowłosy. Jak mogłam go nie poznać. Teraz kiedy na niego patrzę, na prawdę wygląda znajomo. Nawet styl bycia ma podobny.
- Nie mogę w to uwierzyć. - To wszystko wydawało mi się nierealne.
- Więc sprawię, że uwierzysz - powiedział, po czym ściągnął koszulkę i wskazał dużą bliznę w kształcie litery "N". - Jakieś 4 lata temu, zabrałem motor taty i zabrałem cię na przejażdżkę. Pojechaliśmy na polanę za miastem. Rozmawialiśmy cały dzień, wygłupialiśmy się. Zanim pojechaliśmy z powrotem chciałem się popisać. Rozpędziłem się i próbowałem wyskoczyć motorem i zaliczyłem niezłą glebę. Pamiętam jak wtedy płakałaś. Zadzwoniłaś po moich rodziców i zawieźli nas do szpitala. Zszyli mi ranę akurat tak, że powstała z tego pierwsza litera twojego imienia. Powiedziałaś mi wtedy, że... - przerwałam mu. Po moich policzkach lały się łzy.
- Że to symbol naszej wiecznej przyjaźni - rzuciłam mu się na szyję. On też płakał, czułam jak cały się trzęsie. - Dlaczego wyjechałeś tak po prostu. Bez słowa, nawet się nie pożegnaliśmy. Wiesz ile płakałam? - zapytałam patrząc w jego niemal czarne oczy.
- Mój tata dostał pracę w Marsylii, powiedzieli mi o przeprowadzce 2 dni przed. Byłaś dla mnie jak siostra, nie wiedziałem jak się z tobą pożegnać i wyjechałem bez słowa. Mieszkałem tam dwa lata. Znów zacząłem grać na gitarze. Trochę śpiewałem i growlowałem. Dawałem małe koncerty w kawiarniach, aż na jednym poznałem dziewczynę. Przypominała mi ciebie, ale okazała się zupełnie inna. Zaufałem jej, a ona mnie zdradziła. Zraniła mnie tak samo, jak ja zraniłem ciebie - powiedział zaciskając pięści tak mocno, że zbielały mu kości. - Później zmarli moi rodzice. Wyjechałem do Paryża i zacząłem tu nowe życie. Zmieniłem imię, wygląd. Cały się zmieniłam, jednak jedna rzecz nie uległa zmianie. Nie zapomniałem o tobie. Nie mogłem, bo blizny nie znikają. - Pocałował mnie w mokry od łez policzek. - Przepraszam Nad, tak strasznie przepraszam - powiedział, po czym wybiegł z mieszkania.
Krzyczałam, żeby się zatrzymał, ale nie słuchał mnie. Patrzyłam jak się oddala i nagle zauważyłam nadjeżdżający samochód. Zbliżał się z każdą chwilą, by zaraz uderzyć w chłopaka. Uderzył z taką siłą, że przeleciał parę metrów i uderzył o asfalt. Kierowca minął go i zaczął odjeżdżać. Eric stał za mną i oglądał całe zajście. Pobiegłam w stronę Kastiela najszybciej jak mogłam. Pod jego ciałem utworzyła się ogromna kałuża krwi. Uklękłam koło niego i sprawdziłam czy oddycha. Żył. Eric zadzwonił na pogotowie. Chłopak ostatkiem sił złapał moją dłoń. Dotknęłam jego szyi i zesztywniałam nie potrafiąc wyczuć pulsu.
- Nie rób mi tego, proszę, nie zostawiaj mnie znowu... - W tym samym momencie pojawiła się karetka. Ratownicy wzięli Kastiela na nosze i wnieśli do środka.
- Przepraszam, mogę jechać z nim? - zapytałam jednego z ratowników.
- A jest pani kimś z rodziny? - spojrzał na mnie.
- Ja jestem jego... dziewczyną - skłamałam z nadzieją, że pozwoli mi jechać.
- No dobra... wsiadaj - powiedział i pomógł mi wejść do pojazdu. Po chwili drzwi się zamknęły, a karetka ruszyła do szpitala.
piątek, 12 sierpnia 2016
Rozdział IV
Obudziłam koło dziesiątej, a moją głowę przeszył ostry ból, przypominając o wczorajszej imprezie. Próbowałam wstać, jednak coś przegniatało mi rękę. Spojrzałam w bok i zobaczyłam śpiącego Kastiela. Zaraz, zaraz...
- Kas! Co ty do cholery robisz? - Boże, jak ja mogłam z nim spać, chyba serio dużo wypiłam.
- Boże.. Przestań się drzeć. - Okrył głowę poduszką i obrócił się na drugi bok.
- Co ja tutaj robię? I co ty tutaj robisz!? - zapytałam zbulwersowana.
- Jak to co.. Zasnęłaś na podłodze to przyniosłem cię tutaj, a nie chciało mi się już nigdzie iść to zostałem z tobą. - Ironiczny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Postanowiłam tego nie komentować. Skorzystałam z łazienki i wyszłam z domu, żeby zapalić.
Oparłam się o murek i momentalnie wróciły wszystkie wspomnienia. To i tak pewnie nic nie znaczyło... był pijany, nie pocałowałby mnie normalnie. Rozmyślając, nawet nie zauważyłam, że wypaliłam już ćwierć paczki. Licząc papierosy zobaczyłam zbliżającego się Kastiela. Nic nie mówiąc oparł się o murek obok mnie.
- Nad, możemy pogadać? - zapytał po chwili.
- T-tak - zająknęłam się.
- Pamiętasz co się wczoraj działo? - Wygląda na smutnego. Czyżby żałował? - Zapomnijmy o tym... - dodał patrząc w ziemię. Mam wrażenie, czy on się zarumienił?
- A jeśli ja nie chcę zapomnieć... - Kastiel spojrzał na mnie zaskoczony. - Czy ja to powiedziałam na głos? - wystraszyłam się, moje policzki piekły jakbym spaliła się na słońcu.
[ Perspektywa Kastiela ]
Znamy się z Nad bardzo krótko, jednak zrobiłbym dla niej wszystko. Od czasu kiedy zerwałem z Debrą nie chciałem mieć do czynienia z żadną kobietą. Jednak kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem poczułem, że czas rozpaczy dobiegł końca. Miłość od pierwszego wejrzenia? Możliwe. Chciałem ją pocałować już na dachu, jednak nie byłem na tyle odważny. Wczoraj dużo wypiłem i jakoś samo tak wyszło. Nie żałuję. Kiedy powiedziała, że nie chce o tym zapomnieć byłem szczęśliwy jak nigdy. Tylko jak mam jej powiedzieć, że mi się podoba? To, że nie chce o tym zapomnieć, nie znaczy, że mnie kocha... No ale zawsze jest nadzieja. Przywykłem do bólu więc jeśli da mi kosza powinienem to znieść.
Nic nie mówiąc weszliśmy razem do środka. Lysander już wstał, a Roza i Leo dalej spali na kanapie. Lys wziął się za robienie śniadania, ja zaś miałem za zadanie obudzić zakochańców, co nie okazało się wcale taką łatwą sprawą. Leo wstał od razu, Rozalia jednak gryzła i drapała kiedy tylko próbowałem jej dotknąć. Po długiej walce w końcu postanowiła wstać.
[ Perspektywa Nad]
W czasie kiedy chłopaki załatwiali swoje sprawy, ja przeszłam się do domu. Przebrałam się i zostawiłam Ericowi wiadomość, że jestem u przyjaciół na wypadek gdyby wrócił wcześniej. Następnie wróciłam do domu Kastiela.
Muszę przyznać, że Lys jest świetnym kucharzem. Moja naleśniki to nic, w porównaniu do jego. Po skończonym posiłku zaczęliśmy sprzątać pozostałości po wczorajszej imprezie. Zajęło nam to dobre dwie godziny. Dwaj bracie oraz Roza zbierali się już do wyjścia. Pożegnałam się z nimi i po chwili również wyszłam. Kastiel odprowadził mnie do domu. Zaprosiłam go na chwilę do siebie. Eric widocznie już wrócił, bo drzwi były otwarte. Weszłam do mieszkania i przywitałam się z bratem.
- Hej Nad, cześć Kastiel. - powiedział, a ja stałam jak wryta. To oni się znają!?
- Kas! Co ty do cholery robisz? - Boże, jak ja mogłam z nim spać, chyba serio dużo wypiłam.
- Boże.. Przestań się drzeć. - Okrył głowę poduszką i obrócił się na drugi bok.
- Co ja tutaj robię? I co ty tutaj robisz!? - zapytałam zbulwersowana.
- Jak to co.. Zasnęłaś na podłodze to przyniosłem cię tutaj, a nie chciało mi się już nigdzie iść to zostałem z tobą. - Ironiczny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Postanowiłam tego nie komentować. Skorzystałam z łazienki i wyszłam z domu, żeby zapalić.
Oparłam się o murek i momentalnie wróciły wszystkie wspomnienia. To i tak pewnie nic nie znaczyło... był pijany, nie pocałowałby mnie normalnie. Rozmyślając, nawet nie zauważyłam, że wypaliłam już ćwierć paczki. Licząc papierosy zobaczyłam zbliżającego się Kastiela. Nic nie mówiąc oparł się o murek obok mnie.
- Nad, możemy pogadać? - zapytał po chwili.
- T-tak - zająknęłam się.
- Pamiętasz co się wczoraj działo? - Wygląda na smutnego. Czyżby żałował? - Zapomnijmy o tym... - dodał patrząc w ziemię. Mam wrażenie, czy on się zarumienił?
- A jeśli ja nie chcę zapomnieć... - Kastiel spojrzał na mnie zaskoczony. - Czy ja to powiedziałam na głos? - wystraszyłam się, moje policzki piekły jakbym spaliła się na słońcu.
[ Perspektywa Kastiela ]
Znamy się z Nad bardzo krótko, jednak zrobiłbym dla niej wszystko. Od czasu kiedy zerwałem z Debrą nie chciałem mieć do czynienia z żadną kobietą. Jednak kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem poczułem, że czas rozpaczy dobiegł końca. Miłość od pierwszego wejrzenia? Możliwe. Chciałem ją pocałować już na dachu, jednak nie byłem na tyle odważny. Wczoraj dużo wypiłem i jakoś samo tak wyszło. Nie żałuję. Kiedy powiedziała, że nie chce o tym zapomnieć byłem szczęśliwy jak nigdy. Tylko jak mam jej powiedzieć, że mi się podoba? To, że nie chce o tym zapomnieć, nie znaczy, że mnie kocha... No ale zawsze jest nadzieja. Przywykłem do bólu więc jeśli da mi kosza powinienem to znieść.
Nic nie mówiąc weszliśmy razem do środka. Lysander już wstał, a Roza i Leo dalej spali na kanapie. Lys wziął się za robienie śniadania, ja zaś miałem za zadanie obudzić zakochańców, co nie okazało się wcale taką łatwą sprawą. Leo wstał od razu, Rozalia jednak gryzła i drapała kiedy tylko próbowałem jej dotknąć. Po długiej walce w końcu postanowiła wstać.
[ Perspektywa Nad]
W czasie kiedy chłopaki załatwiali swoje sprawy, ja przeszłam się do domu. Przebrałam się i zostawiłam Ericowi wiadomość, że jestem u przyjaciół na wypadek gdyby wrócił wcześniej. Następnie wróciłam do domu Kastiela.
Muszę przyznać, że Lys jest świetnym kucharzem. Moja naleśniki to nic, w porównaniu do jego. Po skończonym posiłku zaczęliśmy sprzątać pozostałości po wczorajszej imprezie. Zajęło nam to dobre dwie godziny. Dwaj bracie oraz Roza zbierali się już do wyjścia. Pożegnałam się z nimi i po chwili również wyszłam. Kastiel odprowadził mnie do domu. Zaprosiłam go na chwilę do siebie. Eric widocznie już wrócił, bo drzwi były otwarte. Weszłam do mieszkania i przywitałam się z bratem.
- Hej Nad, cześć Kastiel. - powiedział, a ja stałam jak wryta. To oni się znają!?
Subskrybuj:
Posty (Atom)